Profil na forum:

  • konewko Elite Vip
    Postów: 753 Pułkownik
    634
    Pochwał od użytkowników

Posty konewko (753):

  • Słyszeliście kiedykolwiek o kimś takim jak Adol Christin? Jeżeli nie, jest to bohater wielu części serii Ys zapoczątkowanej w 1987 roku. Jest poszukiwaczem przygód, który cały czas znajduje dla siebie nowe wyzwania. W ostatnim wydanym przez Nihon Falcom rozdziale cyklu, Adol wskakuje na statek i zostaje marynarzem. Jednak jak wiadomo, zawsze coś nie idzie po myśli głównego bohatera.


    Ys VIII: Lacrimosa of Dana opowiada bardzo ciekawą historię w konwencji gry akcji RPG. Sam termin lacrimosa został zapożyczony z języka łacińskiego i oznacza płacz. Czy to oznacza, że graczom przyjdzie z jakiegoś powodu uronić łezkę? Będzie im smutno? A może jest odwrotnie i rozpłaczą się ze śmiechu? Powiem wam tak, drodzy czytelnicy: ósma odsłona serii Ys na swój sposób jest wręcz genialną produkcją, która zasługuje na o wiele większy rozgłos. I z tego powodu mi osobiście jest niewesoło, bowiem takie perełki powinny być wam znane. Oczywiście nie ma żadnego przymusu, lecz jeśli interesujecie się japońskimi tytułami, Ys VIII jest pozycją dla was obowiązkową.

    (Zaloguj się żeby zobaczyć filmy)

    Gra rozpoczyna się w momencie, gdy Adol Christin jest już marynarzem na pokładzie wycieczkowego statku, Lombardii. Wszystko wydaje się być pod kontrolą, lecz w pewnym momencie pasażerowie są świadkami sztormu, z którego wyłania się morski potwór. Statek zostaje zniszczony, a główny bohater budzi się jakiś czas później na przeklętej, znanej ze strasznych opowieści, wyspie Seiren. Adol początkowo jest sam, lecz z czasem dołączają do niego inni rozbitkowie walczący u jego boku, a pozostali są odpowiedzialni za zagospodarowanie miejsca do życia.

    Z czasem wyspa odkrywa swoje sekrety, bohaterowie dowiadują się, że jest zamieszkiwana przez gady podobne do dinozaurów, a także poznają tajemniczą historię Dany, tytułowej, młodej dziewczyny posiadającej swoją własną linię fabularną. Fakt, że Ys VIII opowiada dwie różne, przenikające przez siebie opowieści, które są zwieńczone chwytającym za serce finałem, stanowi główną zaletę produkcji. Fabuła odgrywa bardzo dużą rolę i sądzę, że zaskoczyłaby każdego. Czytanie dialogów i zapoznawanie się z rozbitkami, ich losami i troskami jest czymś co warto robić. Produkt Nihon Falcom w pełni na to zasługuje.

    Oprócz fabuły drugim elementem, na który położono nacisk to walka wyróżniająca całą serię Ys. Szybka, energiczna, zręcznościowa i nie odbiegająca od wieloletnich standardów. Z pozoru prosty system walki z jednym przyciskiem odpowiadającym za wyprowadzanie ataków z biegiem czasu staje się nieodłącznym elementem, bez którego niemożliwe byłoby zwiedzanie wyspy. Podczas starcia można używać bloku, odskakiwać lub używać specjalnych zdolności. Każda postać posiada inny ich zestaw W drużynie mogą znajdować się maksymalnie trzy osoby, w tym Adol Christin.

    Pozostałą dwójką kieruje sztuczna inteligencja, która notabene całkiem nieźle sobie radzi. Kilka razy uratowała mi skórę, podczas gdy mnie powalił na ziemię jeden z potworów. Blokowanie i unikanie jest nieodzowną częścią walki, do tego dochodzą słabe strony przeciwników. Używając właściwego ataku można złamać wroga i z wielką łatwością go dobić. Warto wspomnieć również o spowolnieniu czasu aktywowanym wykonaniem uniku bądź bloku w odpowiednim momencie. Jest to szczególnie przydatne na wyższych poziomach trudności, gdy potwory mają strasznie wysokie wskaźniki życia. Osobiście grałem na stopniu inferno, wcześniej na trudnym, i walka faktycznie staje się bardziej emocjonująca.

    Nowością, która zawitała do serii jest poruszająca się za bohaterem kamera pozwalająca na lepsze wczucie się w rozgrywkę. Lubi trzymać się pewnej odległości od protagonisty i dopasowuje się podczas cut-scenek rozgrywanych w grze. Zawitało również namierzanie celów, czasami jest pomocne, lecz w większości przypadków w ogóle go nie używałem. Nie miałem takiej potrzeby, bowiem walka z dużą ilością przeciwników skupia się głównie na refleksie, a jak kamera zablokuje ekran na najmniej wartym uwagi potworze, cały misterny plan może runąć. Trzeba resetować ustawienia i zajmować się rzeczą, która powinna działać jak należy.

    Mimo wszystko, nie jest to jakaś duża wada. Jak wspomniałem, nie jest to wymagane choć stanowi ciekawą opcję, gdy toczymy walkę z małą grupką lub pojedynczym wrogiem. Kolejną z nowości w serii są intercepcje i supresje, bitwy przypominające tower defense, w których drużyna składająca się z trzech bohaterów pokonuje fale potworów. W tych pierwszych bronimy bazy, a w drugich atakujemy naturalne środowiska przeciwników. Tego rodzaju zadania poboczne są świetne, lecz mają ograniczony czas na ich wykonanie. Całe szczęście, że można je powtarzać i poprawiać wyniki, by zdobyć lepsze nagrody.


    Wersje na PlayStation 4 i komputery stacjonarne są ulepszonymi portami gry z przenośnej Vity stanowiącej pierwowzór. Edycja na PC pojawiła się w kwietniu tego roku. Co odróżnia je to na pewno framerate utrzymujący się na poziomie 60 klatek na sekundę. Na PS4 Pro, na którym ogrywałem Ys VIII, nie było żadnych problemów z płynnością. Również nie uświadczyłem żadnych błędów graficznych. Jak sytuacja wygląda na komputerach, trudno mi powiedzieć. Miejmy nadzieję, że posiadacze pecetów nie mają na co narzekać. Oprawa wizualna jest bardzo ładna i charakterystyczna dla serii.

    Cała wyspa Seiren jest podzielona na kilkanaście różnych sekcji, które można bez problemu zwiedzać. Nie jest to może typowy sandbox, bliżej mu do metroidvanii, gdyż między lokacjami występują loadingi, ale są one na tyle krótkie, że nie wybijają gracza z rytmu. Świat gry jest otwarty, ale by móc mieć dostęp do każdego jego zakamarku, należy wykonywać zadania fabularne. Sekcje mapy są bardzo zróżnicowane pod względem roślinności jak i zamieszkiwanych potworów, które prędzej czy później będzie trzeba pokonać. Osobiście najbardziej podobały mi się plaże, jaskinie w łańcuchu górskim oraz gęsto zarośnięte dżungle, gdzie czyhają niebezpieczne dinozaury.

    Kwestią zasługująca na największe moim zdaniem uznanie jest muzyka. Soundtrack jest genialny i idealnie pasuje do produkcji, w której gracz trafia na przeklętą wyspę skrywającą mroczne sekrety. Tradycja nie została zapomniana i w ósmej odsłonie cyklu Ys mamy do czynienia z połączeniem rocka i orkiestry symfonicznej. Jednak to, co wywiera największe wrażenie to muzyka zarówno z intra jak i napisów końcowych.

    Szczerze mówiąc nie wiem kim był komponujący geniusz, ale słuchając jej po raz pierwszy już wtedy wiedziałem, że Lacrimosa of Dana to tytuł, który muszę ograć. Po prostu muszę. Idealnie obrazuje sytuację na wyspie, nastroje rozbitków i tajemnicę niebieskowłosego dziewczęcia. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ścieżka audio w produkcjach jRPG prawie zawsze jest świetna, a Ys VIII nie daje powodu, by myśleć inaczej. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem i nigdy nie zapomnę tej melodii, która po prostu nie chce opuścić moich uszu. Bez muzyki lub z inną, ten tytuł straciłby naprawdę dużo w moich oczach. A wiedzcie, że nie jestem żadnym znawcą.

    Cały system eksploracji wyspy jest oparty w dużej mierze na cofaniu się do już poznanych lokacji i wykonywaniu masy zadań pobocznych. Może wydawać się, że przez to gra staje się monotonna, lecz jest dokładnie odwrotnie. Dzięki temu wczuwamy się jeszcze bardziej w świat, który jest wykonany bardzo starannie. Szybka podróż umożliwiająca nam automatyczne przejście z lokacji do lokacji zdaje swój egzamin, ale by odkryć je wszystkie należy policzyć kilkadziesiąt godzin.


    Natomiast zbieranie przedmiotów to świetna zabawa. Stanowią one pewnego rodzaju walutę. Można wymieniać się nimi, tworzyć ekwipunek czy eliksiry, ulepszać broń czy nawet wręczać je jako prezenty rozbitkom. Przyjemny jest fakt, że większość itemów występuje w konkretnych dla nich miejscach lub wypadają z danego rodzaju przeciwnika. Dodatkowo umożliwiono łowienie ryb, a z nimi związanych jest kilka trofeów do zdobycia. Ys VIII jest bardzo udanym survivalem, który zawiera szereg atrakcji czekających na gracza.

    Mechanika jest prosta, ale właśnie to sprawia, że chce się brnąć dalej, poznawać losy Adola i Dany czy po prostu zwiedzać wyspę. Produkcja jest na kilkadziesiąt godzin, a średnia jej przejścia wraz z wykonywaniem wszystkiego co się da wynosi około 70. Do tego dochodzi platynowe trofeum na PS4, które wymaga przejścia tytułu na poziomie trudności koszmar. Oczywiście można od razu zaryzykować, ale ja obrałem ścieżkę nowej gry+ i nadal świetnie bawiłem się.

    Historia opowiedziana w Ys VIII stoi na stabilnym poziomie, ale drastycznie rośnie w górę, gdy Adol wraz z przyjaciółmi poznaje Danę. Nie będę zdradzać żadnych szczegółów fabularnych, lecz możecie liczyć na to, że będziecie mogli sterować poczynaniami niebieskowłosej dziewczyny, która z bliżej nieznanych powodów jest rodowitą mieszkanką wyspy. W jaki sposób i dlaczego, tego już dowiecie się wsiąkając w produkcję.

    Podczas gry pojawią się również wybory podczas prowadzenia dialogów, nie wpłyną one na losy postaci, ale nadają nieco charakteru Adolowi. Bardzo fajne jest ponadto poznawanie losów rozbitków, o czym wspomniałem już wcześniej. Każdy z nich opowie swoją historię i będzie miał dla bohatera kilka zadań pobocznych do wykonania. Po wykonaniu każdego, dowiadujemy się czegoś więcej z ich życia. W ten sposób uzupełniany jest dziennik, w którym poza tym są przechowywane wpisy o napotkanych potworach oraz statystyki dotyczące rozgrywki.

    Jedynym poważniejszym problemem jest lokalizacja produkcji w języku angielskim. Na szczęście wersja na PlayStation 4 doczekała się stosownego patcha eliminującego wszelkie nieścisłości. Nie wiem ile ich naliczyłem, lecz największą jest wpadka z ilością niektórych przedmiotów w dzienniku. Część z nich nie zgadzały się ze stanem faktycznym lub były pozamieniane z innymi, przez co wbicie platyny przeciągało się w nieskończoność.

    W końcu musiałem skorzystać z dobrodziejstw internetu, by dowiedzieć się, że jest to prostu błąd w tłumaczeniu. A platyny do tej pory nie wbiłem, mimo że brakują mi tylko dwa osiągnięcia, w tym ukończenie gry na poziomie trudności koszmar. Mimo wszystko jest to bardzo, ale to bardzo dobry tytuł. Ma swoje wady, lecz nadrabia systemem walki, nienaganną i wzruszającą poniekąd fabułą. Oferuje tony zabawy podczas zwiedzania wyspy, a uwierzcie mi, nie jest wcale taka mała.

    Ys VIII: Lacrimosa of Dana autorstwa Nihon Falcom jest ambitną próbą pokazania graczom, że z pozoru prosta historia rozbitków może okazać się zupełnie czymś innym. Jest idealną propozycją dla fanów serii, ale też osób, które dopiero raczkują w jRPG lub w ogóle ich nie znają, bowiem nie łączy się z poprzednimi częściami prócz wizerunku Adola Christina, będącego w cyklu od samego początku. Oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie i zachowana została tradycja Ys.

    Z całego serca polecam ósmą odsłonę każdemu kto lubi dobrą mechanikę walki, bowiem serwis Game Informer uznał ją za najlepszą w minionym roku. Polygon nie był już tak łaskawy, jednak umieścił tytuł w pięćdziesięciu najlepszych grach 2017 na trzydziestym pierwszym miejscu. Niestety, Lacrimosa of Dana jest trudno dostępna w Polsce na konsole PlayStation 4 i Vita oraz nie posiada polskiej lokalizacji. Wersja na komputery stacjonarne jest do kupienia na platformie Steam i jest obecnie przeceniona w Letniej Wyprzedaży. Zaś jeśli chodzi o wersje na PS4 czy PSV, polecam zaglądać do sklepu Ultimy. Tytuł jest dostępny na zamówienie i czasami są na niego zniżki.

    2
  • Mówią, że Minecraft jest jedyny w swoim rodzaju i to od niego wszystko się zaczęło. Budowanie z kwadratowych klocków własnego miasta, wioski, czy królestwa sprawiało ludziom wielką frajdę, a Square Enix postanowiło podchwycić pomysł i stworzyć coś podobnego. W ten sposób narodził się bardzo przyjemny spin-off serii Dragon Quest o podtytule Builders. Niestety nie miałem przyjemności pograć w główny cykl gier, mam na swoim koncie jedynie DQ Heroes oraz jego sequel. Builders natomiast… to całkiem inna historia. Historia o potężnym czarnoksiężniku, który postanowił zawładnąć światem w singleplayerowym RPG, gdzie wy gracze, musicie wybudować drogę (i miasta) ku wyzwoleniu.


    Czy to się wam podoba czy nie, nie jesteście w tej produkcji potężnym herosami, o czym gra będzie skutecznie kilkadziesiąt razy przypominać. Już sam początek przygody wskazuje, że coś tu nie gra. Dragonlord przywłaszczył sobie całą krainę spuszczając na nią ciemność i wypuścił hordy potworów, które pilnie strzegą, by nie znalazł się śmiałek mogący odbudować świat. Po stworzeniu postaci i krótkim fabularnym wstępie rozpoczęła się faktyczna gra. Co ciekawe, można nazwać swojego protagonistę. Polecam imię Bob. Ładnie kojarzy się z budowniczym.

    Pierwsze zadanie! Odbudować zniszczone miasto w zielonej krainie, która stanowi pierwszą z czterech wysp. Owe wyspy tworzą linię fabularną. Im dalej, tym trudniej. Interesujące jest to, że ludzie zamieszkujący krainy zapomnieli jak stawia się różnorakie budowle. I tutaj na pierwszy plan wychodzi nasz Bob budowniczy, którego talentem jest… budownictwo. Dzięki temu Bob jest uważany za bóstwo, idealny model do naśladowania i kogoś kto zawsze ma rację.


    Budowa w DQ: Builders oczywiście stanowi trzon rozgrywki, lecz nie jest ona tak zupełnie płaska jakby można było to sobie wyobrazić. W tle mamy do czynienia z prostą fabułą, o której już wyżej napisałem i ona nakreśla co w danym momencie należy robić. Należy, bowiem gra jest tak elastyczna, że wykonywanie zadań fabularnych można odłożyć dosłownie na sam koniec i wcześniej zająć się budowaniem wymarzonego miasta. Oczywiście można podjąć się również misji pobocznych, w których ratujemy przyszłych osadników, rozwiązujemy proste łamigłówki lub po prostu szukamy skarbów.

    Te zadania warto wykonywać, gdyż w przeciwnym razie z początku nasze piękne miasto będzie zupełnie puste. Przy budowaniu należy też zwrócić uwagę, że od czasu do czasu osadę zaatakują okoliczne potwory. Wtedy trzeba chwycić za szabelkę i odegnać je do tamtego świata. Wszystko to ma sens. W końcu przygotować się trzeba na końcowe starcie ze złym Dragonlordem, który rzucił na ludzi urok powodujący zanik możliwości budowania.

    Sam w grze spędziłem kilkadziesiąt godzin. Produkcja potrafi wciągnąć, a czas leci znacznie szybciej przy dobrej zabawie stawiania bloczków i projektowaniu pomieszczeń. Builders przypomina Minecrafta, ale nie do końca nim jest. Praktycznie wszystko można zniszczyć i przerobić na surowce. Jedynym wyjątkiem jest blok podstawy mapy znajdujący się głęboko pod wodą lub w środku gór. Przygodę z budowaniem zacząłem bez niczego. Square Enix zaopatrzyło mnie jedynie w prosty młotek, od którego rozpoczęła się bardzo długa i przyjemna przygoda.

    Nic nie przyszło jednak łatwo. Czasami musiałem udać się na sam koniec mapy po ważny surowiec, a niekiedy pośród nocy rąbać drewno narażając się na ataki duchów. Cykl dnia i nocy może wydawać się bez sensu, jednak w połączeniu z odczuwalnym głodem naszego protagonisty, nadaje świetny element survivalowy. Gra nie zaleca, by udawać się poza granice miasta pośród nocy. Czyhają bowiem wtedy na gracza bardzo upierdliwe duchy mogące na początku napsuć sporo krwi. Do tego wszystkiego dochodzi owy głód. Bob musi jeść, by nie paść z wycieńczenia. Przed wyprawą zalecam zebrać kilka jadalnych przedmiotów.

    Zwiedzając świat można natknąć się na przeróżne surowce i minerały, które prędzej czy później będą potrzebne, by wykuć nową broń, postawić mur czy stworzyć meble. Drewno, grzyby, trawa, liście, kamienie i patyki stanowią trzon budownictwa. Bez nich nie da rady niczego osiągnąć. Do tego dochodzą minerały jak węgiel, miedź, srebro i złoto, dzięki którym wyczarowanie rynsztunku potrzebnego do walki z potworami i lepszych narzędzi do pracy staje się łatwiejsze. Wszystko ogranicza się bowiem do zwiedzania zakamarków mapy i zbierania surowców, lecz nie spłaszcza to rozgrywki.


    Mając za zadanie znalezienie materiałów do bomby zwiedzimy pustynię i staniemy oko w oko z nowymi przeciwnikami, a co za tym idzie trzeba zastanowić się nad ulepszeniem broni. Masz problem z wydobyciem złota? Trzeba zaopatrzyć się w lepszy sprzęt. I tak dalej. Świetnym rozwiązaniem jest fakt, że jeśli nie chcesz walczyć z potężnym skorpionem, możesz wykopać pod nim tunel i bez zadraśnięcia ominąć go. Boisz się, że spadniesz z wysokiej góry. Zbuduj schody i spokojnie zejdź. Pamiętaj tylko o jedzeniu.

    Nic jednak nie powstaje od razu. Tworzysz od skrawków materiału z trawy po wysublimowane dywany, od patyków po miecze, od lepianek po domy z cegły, od ognisk po drogie żyrandole. Na to wszystko trzeba mieć odpowiednie surowce, a by je mieć należy ruszyć w świat. Dialogi w DQ: Builders praktycznie nie istnieją, ale jeśli już zdarzy się jakaś rozmowa z osobą, która na przykład potrzebuje pomocy w zbudowaniu szpitala, da ona wyczerpującą w treść odpowiedź. Produkcja niestety nie posiada lokalizacji polskiej, lecz nie taki wilk zły jak go malują. Wszystko jest proste i nawet osoby, które dopiero zaczęły przygodę z językiem angielskim dadzą sobie świetne radę.

    System walki w DQ: Builders jest prosty jak budowa cepa. I to dosłownie. Nie ma żadnej turowej mechaniki, po prostu trzeba zbliżyć się do przeciwnika lub grupy potworów i użyć odpowiedniego przycisku na padzie odpowiadającego za atak. Do tego dochodzi szybki bieg do wykonywania uników i to w zasadzie tyle. Z pokonanych wrogów czasami wypadają surowce, które potem możemy użyć. Nie zdobywa się żadnego doświadczenia za walkę, a same potwory dzielą się na dwie grupy – pasywne mające w poważaniu obecność gracza obok nich oraz agresywne, atakujące od razu. Ciekawostką jednak jest powiększanie paska życia przez znajdowanie specjalnych przedmiotów. Otrzymamy je również po wykonaniu pewnych zadań.

    Walka jest praktycznie zbędna, jeśli by pominąć obronę miasta i potyczki z bossami, których pokonanie premiowane jest awansem na kolejną wyspę. Jak już wspomniałem, czasami zdarzy się, że grupa przeciwników zaatakuje osadę. Trzeba je wtedy szybko wyeliminować, by nie zniszczyły naszego dorobku. Można też wybudować wysoki mur, ale należy pamiętać, że każdy z nich ma inną wytrzymałość lub wykopać fosę. Uwaga! Z autopsji ważna rada – kopiąc fosę zamień gliniane bloki wewnątrz na bardziej wytrzymałe. Kilka razy miałem sytuację, w której kościotrupy utorowały sobie drogę pod miastem i znalezienie ich zajęło sporo czasu. W gratisie otrzymałem system podziemnych, zalanych tuneli, totalnie mi niepotrzebnych.


    Tutaj pojawia się kolejna ciekawa rzecz. Ta wytrzymałość materiałów. Początkowo drewniane struktury będą w porządku, lecz z biegiem czasu zaczną atakować bazę coraz to silniejsze stwory, a co za tym idzie, należy wymienić budulec. Dodatkowo każdy stworzony element wystroju czy nawet łóżka, piece hutnicze i okna, można przemieszczać w dowolnym momencie. Dodaje to nieco świeżości. Cała mechanika budowy jest bardzo przyjemna i intuicyjna. Gra do pewnego momentu prowadzi za rączkę, ale później już trzeba samemu pomyśleć co i jak.

    Pierwsza z czterech wysp jest jakoby wprowadzeniem, pozostałe trzy już są znacznie trudniejsze i wymagają kombinowania. Oferują również inne zasoby, bronie i sprzęt. Niestety nie mam porównania z Minecraftem, w którego nie miałem okazji pograć. Przyjemną natomiast rzeczą jest przyłączanie się mieszkańców do obrony miasta w razie ataku. Oczywiście znajdą się i tchórze, którzy schowają się w swoich domkach, lecz w żaden sposób nie jest to przez gracza odczuwalne. Ważne, że komuś w ogóle zależy, prawda?

    Wracając do tych wysp. Każda z nich przybliża nas do ostatecznego starcia z Dragonlordem. Są w sumie cztery. Pierwsza jest porośnięta lasem, druga jest w gruncie rzeczy pustynią, trzecią stanowi mroźna tundra, a czwarta i zarazem ostatnia to spalona przez antagonistę ziemia pozbawiona wszelkiej roślinności. Do tego dochodzą inne tereny w obrębie danej wyspy, do których dostajemy się przez portale otrzymywane za wykonanie zadań fabularnych. Prawdę mówiąc poziom trudności rośnie na każdej z wysp, lecz gra nie daje żadnej srogiej kary za ewentualną śmierć bohatera. Odradza się on bowiem w mieście.
    Jedynym mankamentem jest utrata części materiałów zebranych do momentu śmierci, ale można po nie wrócić. Każdy rozdział opowieści kończy się bitwą z bossem, protektorem danej wyspy. Nie będę zdradzać szczegółów, gdyż to elementy fabuły i nie chcę psuć frajdy z ewentualnej rozgrywki. W każdym razie te końcowe bitwy są wymagające i jeden błąd może doprowadzić do całkowitego zniszczenia osady, nad którą spędziliśmy kilkadziesiąt godzin.


    Dragon Quest Builders może nie wygląda nadzwyczaj świetnie, ale oferuje kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, godzin zabawy. Cały wątek fabularny może zamknąć się w kilku godzinach, lecz w gruncie rzeczy to gracz decyduje, co chce w danej chwili robić. Ale zapytacie – dlaczego tylko kilka godzin?! Bowiem takie wymagania stawia nam gra do uzyskania odpowiednich trofeów na PlayStation Network. By zdobyć osiągnięcia trzeba zaliczyć etapy gry w konkretnej ilości dni. Może być to troszkę frustrujące na początku, ale umówmy się. Za pierwszym podejściem gramy na spokojnie, dopiero za drugim celujemy w zdobycie platyny, która notabene nie jest łatwa do zdobycia.

    Do tego wszystkiego dochodzi tajemnicze miejsce zwane Terrą Incognitą. Jest to miejsce pozwalające na totalny sandbox bez żadnych ograniczeń. Staje się ono dostępne po ukończeniu pierwszej wyspy, a każdy kolejny zaliczony rozdział fabularny odblokowuje nowe tereny w Incognicie. Zatem jeśli macie nadmiar wolnego czasu, lubicie Minecrafta i chcielibyście spróbować go w japońskim wydaniu, sięgnijcie po Dragon Quest Builders.Mogę stwierdzić, że pod względem dowolności działania jest to świetny tytuł, w którego mogą zagrać zarówno dorośli jak i dzieci. Budowanie miasta i szukanie surowców to świetna zabawa dla każdego fana Minecrafta. Może nie ma tu jakiejś wymyślnej fabuły, świetnej oprawy graficznej czy muzyki na miarę Chopina, ale potrafi wciągnąć jak bagno.

    Wciel się w Boba budowniczego, zaprojektuj miasto marzeń, zabijaj potwory, udawaj się w niebezpieczne podróże i połóż kres panowania złego Dragonlorda, który odebrał ludziom kawałek mózgu odpowiedzialnego za budowanie. Nieważne, że nie ma trybu multiplayer. Nieważne również, że to nie jest skomplikowana produkcja RPG z milionem statystyk. Liczy się tylko jedno: twoja wyobraźnia i to co z nią zrobisz, gdy wsiąkniesz w świat Dragon Quest Builders. Tylko ona ciebie ogranicza.

    Chcesz podziemne miasto, gdzie nie docierają promienie słońca? A może zamek na górze, którą sam wzniesiesz? Czy wolisz enklawę oddzieloną murem wysokim na kilometr z fosą? To wszystko jest możliwe, zatem nie czekaj! Jeżeli zaś jesteś szczęśliwcem mającym już za sobą przyjemność zagrania w DQ: Builders na PS3, PS4, PSV, czy Switchu, daj znać co najbardziej przypadło tobie do gustu. Czy rzeczywiście japoński młodszy brat pobił starszego, którym jest Minecraft? Według mnie tak, a zbliżający się wielkimi krokami sequel Buildersów wskazuje, że będzie więcej i jeszcze lepiej.

    3
  • .

    3
  • A propos wiadomości, nie działa w nich autouzupelnianie/poprawa tekstu na smartfonie. Samsung S8, Android 8.0, Chrome. Na forum śmiga normalnie. Dziwna sprawa.

    0
  • Sam wymieniałem się tutaj z @Lani i nie było żadnych problemów.

    0
  • 0
  • Z tego co wiem to BF 5 ma globalne problemy z dołączaniem do gier na całym świecie.


    Innymi słowy, serwery zaliczyły zgona i trzeba czekać aż naprawią.

    0
  • @kryjab20 Tak, byłby, dla fanów soulslike. Jakoś nie widzi mi się gra z tą mechaniką w uniwersum SW... Zupełnie nie mój target, ale nie twierdzę, że te gry są złe.

    0
  • Ale nie będzie komentarzy z konkurencyjnego serwisu. Wdrożenie tego byłoby nielegalne i wielokrotnie ja oraz inni o tym pisali.

    2
  • @blazko1892 Williams nie ma części, w jaki sposób i czym mają naprawić ten bolid?


    Zostawiam na pamiątkę:


    (Zaloguj się żeby zobaczyć filmy)

    1
  • Cieszę się, że mentalność na WG jest zgoła inna niż na PPE, Golu czy innym rakowisku, gdzie gry, które oceniane są na poziomie 7/10 lub mniej nie są uważane za gówna. Macie browara ode mnie.

    0
  • Paczka odpakowana. Będzie grane dzisiaj (:

    0
  • To nie próba trollingu, ale może po prostu ManU jest słabe i już?

    0
  • Zrobiłem mały research jak wyglądały ceny w USA i Polsce na premierę konsol od Sony.


    PlayStation (1995):

    299 USD - 1599 PLN


    PlayStation 2 (2000):

    299 USD - 2699 PLN


    PlayStation 3 (2006):

    499/599 USD - 1999/2399 PLN


    PlayStation 4 (2013)

    399 USD - 1799 PLN


    Na podstawie tego można dość łatwo wywnioskować ile w Polsce na premierę będzie kosztować PS5. W wywiadzie dla Wired padła kwota 499 USD i zdanie, że w pierwszym roku Sony będzie dopłacać 100 USD z własnej kieszeni. 499 USD na tą chwilę po kursie to 1920 PLN. Warto też pamiętać, że dolar znacznie podrożał w ostatnich... 20 latach. I nie warto brać pod uwagę ceny PS2 na premierę, bo to były dziwne i nikomu nie zrozumiałe czasy.

    1995: kurs średni 2,4

    2000: kurs średni 4,7

    2006: kurs średni 2,4

    2013: kurs średni 3,1

    2019: kurs średni 3,66


    PS: 717 PLN po przeliczeniu z kursu + 882 PLN opłat dodatkowych
    PS2: 1405 PLN po przeliczeniu z kursu + 1294 PLN opłat dodatkowych
    PS3: 1200/1440 PLN po przeliczeniu z kursu + 799/959 opłat dodatkowych

    PS4: 1240 PLN po przeliczeniu z kursu +559 opłat dodatkowych


    Zatem jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą i dolar nie osiągnie progu kursu 4 do premiery PS5, która prawdopodobnie odbędzie się na październik/listopad 2020 i nadal będzie tendencja ku wyrównaniu kosztów z US (tendencja spadkowa ceł, vatu, kosztów wysyłki, itp. patrząc na obniżanie opłat względem PS2-PS3-PS4).... to konsola w Polsce będzie kosztować na premierę maksymalnie 2399 PLN.


    PlayStation 5 (2020):

    499 USD - 2399 PLN
    499 x 4 = 1796 PLN (z kursu)+ 403 PLN (opłaty dodatkowe)


    To jest cena brutto z podatkiem dla Kraju Kwitnącego Janusza. Wydaję się całkiem spoko jak na wsteczną kompatybilność, 8K, raytracing, SSD i AMD Zen 2 (którego jeszcze nie ma na rynku).


    Choć ja i tak osobiście wierzę, że nowiutka PS5 na start będzie dostępna za 2200 PLN :)

    2
  • Zapraszam tu.


    I nie, ceny gier nie podskoczą na 99%.

    Japońskie gry na premierę już od dawna kosztują 70 euro ;)

    A konsola ma kosztować 499 USD ~1900 PLN bez podatku dla Janusza.

    1
Do góry