Profil na forum:

  • konewko Elite Vip
    Postów: 765 Pułkownik
    660
    Pochwał od użytkowników

Posty konewko (765):


  • @Minuta1985

    Może tak, może nie. Nie dowiemy się tego.

    1
  • Ostatnie lata dla Ubisoftu nie były zbyt łaskawe. Wielokrotne opóźnienia, spadki cen akcji, zwolnienia, układanie się z Tencentem, wydawanie gier dla nie wiadomo kogo – to wszystko spowodowało, że Assassin's Creed Shadows miało jeden cel. Musiało się udać. W przeciwnym razie mogło się stać coś bardzo złego dla całej serii jak i milionów graczy na całym świecie.



    Materiały promocyjne publikowane w sieci przed premierą Shadows napawały optymizmem. Bo przecież kto by nie chciał pograć w asasyna w Japonii?! Moim zdaniem ten setting powinien był się już pojawić dawno temu, lecz wszyscy doskonale wiemy czym było Ghost of Tsushima i czym będzie Ghost of Yōtei – dwoma grami, które traktuje jako bezpośrednią konkurencję Assassin's Creed Shadows. Nie będę ich jednak ze sobą porównywać, ponieważ w zamiarze ma to być recenzja jednej z nich.


    Pierwotnie Assassin's Creed Shadows miało ukazać się 12. listopada 2024 roku. Ubisoft zaserwował nam jednak ponad 4 miesiące opóźnienia tłumacząc, że potrzebują czasu na dopieszczenie rozgrywki. Pojawiły się oczywiście z różnych stron żarty typu „usuwajo czarnego samuraja”. Stety czy niestety, nic z tych rzeczy. Z pewnością ten dodatkowy czas sprawił, że pierwszy asasyn w Japonii udał się. Prawda?


    Mając za soba kilkurazowe przejścia Origins i Odysei oraz pojedyncze Valhalli wraz z Ragnarokiem starałem się zachować otwartą głowę chcąc zapomnieć jakie grzechy popełniły poprzednie odsłony. Teraz, mając już na liczniku prawie 60 godzin, z bólem serca muszę przyznać, że Shadows nie jest tym, czym chciałbym, by był. To nie jest gra, którą mógłbym szczerze polecić. Już pal licho postać Yasuke, która jest z każdej strony krytykowana i niestety stanowi temat słonia w salonie.


    Pomijając już totalnie aspekt czy postać Yasuke istniała naprawdę czy nie, wydaje mi się wysoce prawdopodobne, że cała opowieść byłaby zgoła lepsza, gdyby za niego wsadzić jakiegoś losowego samuraja lub zrobić z Yasuke postać niezależną, która pomagałaby Naoe w walce. Ok, wątek jego pochodzenia, jak się znalazł w Japonii i jak doszło do spotkania z shinobi jest nawet ciekawy. Jest jeszcze seria kilku zadań, która jest interesująco fabularyzowana. I tyle. Nic więcej nie pamiętam, co dowodzi tylko temu, że jest postacią generalnie nudną i źle napisaną. I nie chodzi tu o kolor skóry, ponieważ Naoe ma również słabsze momenty (głównie po około 14-16 godzinach, podczas których możemy grać tylko nią). Podsumowując aspekt fabularny powiem, że tyłka mi nie urwał (a jeszcze trochę przede mną) i nie nastawiam się, że tak się stanie. Plot twisty w Shadows są tak oczywiste, że może starsza ślepa pani byłaby zaskoczona. Wisienką na torcie są zadania, w których wybieramy kim chcemy wyeliminować cel. Z dumą wybieramy jedną postać, a druga nam powie coś w stylu „dobra, to ja poczekam i spotkamy się potem”, znika i pojawia się w totalnie losowym momencie kilka minut potem. Poważnie? To jest całkowicie sprzeczne z założeniem produkcji. Nie dało rady zaimplementować mechaniki, w której druga postać nam pomaga? Budżet poszedł na questy z generatora AI? Brak słów.



    Twórcy obiecali, że świat gry będzie bardziej skondensowany i mniejszy, nie tak wielki i pusty jak w Odysei. Uwierzyłem. Po około 20 godzinach gry miałem odkryte może 1/6 mapy. Czyli moim tempem odkrycie całości zajęłoby mi... 120 godzin. Ja nie mam zarzutu, że świat w Shadows jest pusty czy że nie ma w nim co robić. Moim zarzutem jest fakt, że wszystko jest cholernie od siebie oddalone (powierzchnia mapy bez zbiorników wodnych wynosi około 80 km2, a wydaje się o wiele, wiele większa). Dla kogoś może być to zaleta, ponieważ wyznaczając trasę do jakiegoś zadania natrafimy na kilka lub w niektórych przypadkach na kilkanaście innych aktywności, które czasami odblokowują kolejne aktywności czy cele. To działa na plus w przypadku immersji, ale wielokrotnie złapałem się na tym, że wybierając jakiegoś questa burknąłem „o k*rwa, ale daleko” i szukałem czegoś, co byłoby bliżej mojej obecnej lokalizacji. Eksploracja sama w sobie daje przyjemność, można trafić na wiele ciekawych miejsc...które po jakimś czasie zaczną się powtarzać i szlag immersję trafia.


    Pisząc o eksploracji chciałbym też napomknąć o elemencie, który pojawił się po raz pierwszy w serii. Chodzi żółtą farbę, która wskazuje na jakie elementy można się wspiąć. Po co? Czy naprawdę trzeba wprowadzać do gier elementy, by jeszcze bardziej je ułatwiać? Twórcy powinni chyba zagrać w pierwsze Baldur's Gate, Fallouta czy nawet Gothica. Zobaczyliby, że bez ułatwień ludzie też grali i byli zadowoleni. Albo spróbować je zaimplementować w bardziej subtelny sposób, np. wysuszona kora drzew, jakiś dialog z postacią, która wskaże jak odróżniać powierzchnie, na które można się wspiąć. Bo przecież jaki to ma obecnie sens, gdy znajdziemy ukryty szlak z nagrodą na końcu i mamy oznaczoną ścieżkę jak po sznurku, po której trzeba iść (xD)? Przynajmniej w kofunach, tzw. japońskich kurhanach jest ciemno jak w dupie i trzeba samemu ogarnąć, co zrobić i gdzie iść. Wtedy przynajmniej miałem jakąś satysfakcję z nagrody.



    Do mechaniki walki, typów umiejętności, skradania i parkouru nie mam większych zastrzeżeń. Jest po prostu poprawnie, ale umiejętności chyba jest trochę za dużo i na początku gracz może mieć problem z wyborem na co chce wydać punkty doświadczenia. Ja postanowiłem, że u Naoe rozwinę walkę kataną i kusarigamą (dla niewtajemniczonych jest to sierp na łańcuchu), a resztę zainwestuję w zdolności shinobi, skrytobójcy i trochę w narzędzia. U Yasuke nie ma znaczenia na co się wyda punkty, bo jest to olbrzymi, niezbalansowany i nieśmiertelny czołg, a gra nim nie sprawia absolutnie żadnej przyjemności. W dodatku nie potrafi wspiąć się na murek, a jak już udało się wejść na punkt widokowy synchronizując go to chciałem popełnić seppuku widząc, co wydarzyło się dalej. To miało być śmieszne, ale niestety wyszło odwrotnie. Spędziłem z Yasuke może łącznie 2 godziny, z czego 90 minut robiąc zadania stricte dla niego. Gdy nie trzeba, wolę grać Naoe. Punkty doświadczenia zaś zdobywa się normalnie wykonując zadania, a chcąc odblokować coraz to lepsze zdolności jesteśmy zmuszeni eksplorować i szukać punktów wiedzy. To jest nawet całkiem spoko mechanika. Szkoda tylko, że została maksymalnie spłycona i ogranicza się do szukania ciągle powtarzających się aktywności (PS: Yasuke ma aktywność polegającą na wykonaniu kata, tj. odpowiednich sekwencji ruchów – w teorii super sprawa, w praktyce wyszło jak zwykle).


    Zadania poboczne. O matko. Nie będę się nad tym zbytnio rozpisywać. Pamiętacie zadania rodem z generatora AI z Odysei? No to już też są. Ba, są nawet takie, w których trzeba zabić 100 roninów czy innych wrogów. Brzmi jak dobra zabawa. Mimo że takie questy praktycznie robią się same, bo zawsze jesteśmy w ruchu i coś robimy to są one jednak upierdliwe. Sam pomysł na przedstawienie dziennika zadań w formie kół na jednej wielkiej planszy został zapożyczony z Assassin's Creed Mirage, ale tutaj wszystko jest 5 razy większe, bo zadań jest 10 razy więcej. Niektóre koła odsyłają do kolejnych kół. Dlaczego? Bo tak. Pewien wieśniak z koła mieszkańców dał mi serię zadań na zabicie celów w nowym kole. Wszystko byłoby w porządku, gdyby to nowe koło nie znalazło się w menu po lewej na dole, podczas gdy zleceniodawca jest po prawej na górze. Można by zapytać „ło panie, a kto to panu tak spie*dolił?” i załamać ręce. Wybaczcie przekleństwa, ale nie da rady inaczej. Niektóre zadania poboczne są nawet ciekawe, fabularyzowane, ale 99% z nich polega na idź i zabij. Ubisoft znowu w formie. Nadmienię jeszcze, że większość postaci niezależnych to kukły, o których zapomnimy 5 minut później.


    Czas na zalety! Są aż dwie. Niewątpliwie Shadows jest najpiękniejszą odsłoną w serii. I z tym nie można się nie zgodzić. Silnik graficzny został dopieszczony, co widać gołym okiem. Feudalna Japonia jest piękną krainą z czterema porami roku, które mijają wraz z naszą aktywnością w grze. Pod względem wizualnym Ubisoft dał czadu. Każdy element graficzny, każda tekstura, nawet liście targane przez wiatr czy opady śniegu, wszystko to jest po prostu śliczne. Wiosna i zima są wyjątkowo widowiskowe, ponieważ wiosną kwitną kwiaty wiśni, a zimą śnieg nadaje wyjątkowego klimatu. Do tego burze z piorunami, opady deszczu czy mgły. No perfekcja. Drugą zaletą jest możliwość zbudowania kryjówki, którą odblokowujemy na początku gry. Sprowadza się to szukania zasobów po mapie, by za nie móc kupować nowe budynki, które dają jakieś z góry określone bonusy, np. możliwość ulepszania broni u kowala czy 10% więcej doświadczenia. Elementy ozdobne można za to kupić u sprzedawców rozsianych po świecie lub znaleźć samemu. Jest to ciekawa opcja dla osób, które lubią projektować ogrody lub po prostu chcą się zrelaksować.



    Podsumowując, Assassin's Creed Shadows to rozdęty do granic możliwości balon będący zbiorem nieinspirujących zadań, które szybko zamieniają się w powtarzalną, nudną harówkę. Narracja jest nudna, prowadzi donikąd i nie posiada satysfakcjonujących rozwiązań. Jednak zespoły artystyczne i historyczne zasługują na uznanie za swoje wysiłki. Trudno mi sobie wyobrazić jak ta produkcja wyglądała w listopadzie ubiegłego roku. Może nie wyglądała wcale. Ostatecznie Shadows załamało się pod własnym ciężarem i powstało coś znacznie gorszego niż Assassin's Creed Odyssey. Być może, gdyby produkcja była osobnym bytem niezwiązanym z serią to osiągnęłaby większy sukces. Lub jakikolwiek sukces. Nie życzę źle producentowi, ale to był chyba ostatni dzwonek na odwrócenie niekoniecznie dobrej passy. Chciałbym móc chwalić Shadows, ale jako taki brak błędów, ładna grafika i możliwości dostosowywania kryjówki to jednak za mało jak na tak doświadczone studio. Mówię dość.


    Zalety:

    • oprawa graficzna

    • dostosowywanie kryjówki


    Neutral:

    • nowe mechaniki (np. pory roku, punkty wiedzy, wspinaczka)


    Wady:

    • nudna i nieangażująca fabuła

    • zadania poboczne rodem z generatora AI

    • mapa jest za duża



    Ocena końcowa: 5/10


    >>>link do galerii zdjęć<<<

    4
  • Ale DEI w tej grze to najmniejszy problem.

    1

  • @Minuta1985

    Nic nie poradzę, że jestem fanem serii i naprawdę byłem zainteresowany tytułem. A po raz pierwszy w historii gier Ubi czuję się oszukany :/

    1
  • Jestem gdzieś w połowie AC Shadows i już nie mam siły w to grać. Gra popełnia największe błędy od czasu nowego wydania począwszy od Origins. Dokończę, ale tylko z powodu, żeby do tego nie musieć później wracać.


    Z początku dawałem takie 6/10, ale to ciut za dużo. 5/10 będzie optymalne.

    3
  • SteamDB podaje, że 161 zł.


    Czyli realna wartość to jakieś 2.50 zł.

    3
  • Metaphor ReFantazio


    Fenomenalna gra ❤️ bez znaczenia jak to się skończy to jest to moje GOTY 2024 i jedna z najlepszych gier ostatnich 5 lat.

    2
  • Chat GPT twierdzi, że chodzi o Epic Battle Fantasy. Może trafił? :)

    1
  • Sprzedane.

    1
  • https://m.olx.pl/931157420/?bs=olx_pro_listing


    Sprzęt zakupiony w 2017. Pełny zestaw. Małe ślady użytkowania. Stan bardzo dobry.

    0

  • @Intj

    Koniecznie Persona 5 Royal, a nie podstawowa wersja. Royal ma dodatkowy content na +/-20 godzin :)

    5
  • Shin Megami Tensei V Vengeance (:

    2
  • Tekst zawiera gigantyczne spoilery. Zostałeś/aś ostrzeżony/a!


    Stellar Blade, pierwsza produkcja AAA koreańskiego studia Shift Up, jest w mojej opinii pretendentem do gry roku 2024, jednak czym tak naprawdę jest? O czym opowiada? Zapraszam do analizy fabularnej i kilku teorii, jednak przestrzegam przed wielkimi spoilerami (drugi raz).


    Biblijny przekaz


    Oprócz faktu, że gra głęboko inspiruje się twórczością Yoko Taro i Hidetaki Miyazakiego, jest opowieścią wyrwaną niczym ze Starego Testamentu. Główna bohaterka, Eve oraz Adam, który okazuje się głównym antagonistą. Do tego dochodzi fakt, że ich przyjaciółka ma na imię Lily, które może być skrótem od Lilith – demona uchodzącącego w folklorze judaizmu za pierwszą żonę Adama, a lokacja Xion może wywodzić się od Syjonu, na którym znajdowała się twierdza Dawida, gdzie spoczęła Arka Przymierza. Ale jak to w sumie się zaczęło? Dlaczego i skąd Eve została zesłana na Ziemię (co samo w sobie daje do myślenia, że jest aniołem)? I skąd się wzięły te potwory?


    Biblia


    Przed wojną żył sobie niejaki Raphael Marks. Zdolny naukowiec był w stanie stworzyć sztuczną inteligencję, którą nazwał Mother Sphere. Z początku miała ona pomóc w rozwoju cywilizacyjnym. W ciągu gry wiele postaci pobocznych zwraca uwagę na jej istnienie, że jest to coś ważnego, że bez niej nie byłoby niczego. Uznawana za matkę ludzkości, która uratowała ludzi od apokalipsy i dała im życie. Marks później rozpoczął masową produkcję androidów z użyciem Mother Sphere, jednak nie zdawał sobie wtedy sprawy, że jego dzieło jest już... samoświadome, co doprowadziło do katastrofy.


    Wielkie kłamstwo


    SI doszło do wniosku, że światem powinny rządzić maszyny. Mother Sphere za pomocą androidów zbudowanych przez Marksa wypowiedziała ludzkości wojnę chcąc ich wszystkich zabić, co stoi w totalnej sprzeczności z jej oryginalnym przekazem i informacjami, których dowiadujemy się podczas gry. Rozpoczęła się rzeź, a ci, co zdołali przeżyć, uciekli pod ziemię. Długi czas tam spędzony spowodował nieoczekiwane skutki przez co ludzie zaczęli ewoluować, by móc stawić czoło zbuntowanemu SI.


    Mother Sphere pod postacią małej dziewczynki


    Podczas gdy ludzie już pod postacią Naytiba (słowo oryginalnie pochodzi z języka koreańskiego i oznacza dosłownie tubylców) zbierali siły na atak na kolonię znajdującą na orbicie ziemskiej, gdzie znajdowała się Mother Sphere, ta postanowiła zrzucić część stacji kosmicznej na Ziemię i tym samym całkowicie zgładzić ludzkość. Planeta została doszczętnie zrujnowana. W następstwie SI wysłała 7. oddział powietrznodesantowy, by dobić tych, którym udało się przeżyć. W tymże oddziale znajdowała się sama Eve – android stworzony na podobieństwo sztucznej inteligencji, którym głównym celem było zniszczenie Naytiba, co samo w sobie potwierdza teorię, że to byli ludzie.


    Wąż w ogrodzie Eden


    Skoro mamy Adama i Ewę to powinniśmy mieć też węża, który namawia do złego. Jednak w mojej opinii jest to bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. Mother Sphere można uznać za boga w tej układance, ponieważ stworzyła androidów. Gra przedstawia losy wielu istotnych dla zrozumienia całości postaci. Wężem w tym wszystkim może być postać Raven, która została odrzucona przez Adama i pałała chęcią zemsty. Z notatek znalezionych podczas rozgrywki dowiadujemy się, że w istocie jest to Raphael Marks. Adam obmyślił plan, który zakładał możliwość uratowania zarówno androidów jak i ludzi i przeciwstawienie się zbuntowanemu SI. Raven nie mogła zrozumieć, dlaczego Adam wybrał właśnie Eve, a nie ją do swojego planu. Targana gniewem sama stała się Alpha Naytiba i zniszczyła Xion. Przy okazji wychodzi też na jaw, że pierwszym Alpha Naytiba był nie kto inny jak Orcal. Jego pokojowe nastawienie i chęć pomocy Eve było dość intrygujące, jednak ma swoje uzasadnienie – gdy Adam pomógł mu odzyskać poczucie własnej wartości, chciał jedynie pokoju i dlatego też zbudował miasto dla androidów, Xion.


    Niezidentyfikowana Naytiba, jeden z bossów w end game


    Wielki finał


    Gra posiada trzy zakończenia. Prawdziwe jest możliwe do osiągnięcia tylko w przypadku, gdy osiągniemy 100% sympatii u Lily. Eve staje przed wyborem złączenia się z Adamem bądź odrzuceniem go. Złączenie się daje w efekcie możliwość późniejszej koegzystencji androidów z Naytiba, jednak nie od razu. Odrzucenie propozycji spowoduje przemienienie się Adama w przypominającego archanioła lidera Naytiba. Wybór nie jest oczywisty i niesie za sobą konsekwencje: bycie pionkiem sztucznej inteligencji i ciągłe dążenie do ulepszania androidów bądź podjęcie ryzyka i próba ocalenia wszystkich.


    Odniesień do Biblii jest wiele jednak o wiele więcej, ale na pierwszy rzut oka nie są aż tak widoczne. Dwóch bossów w grze nosi imiona, które mają swoje korzenie w folklorze wiary chrześcijańskiej. Są nimi Abaddon oraz Belial. Pierwszy to anioł zagłady z Apokalipsy św. Jana, a drugi to jeden z czterech piekielnych książąt. W jednej z lokacji można nawet znaleźć mapę Egiptu, która nie bez powodu tam się znalazła. Z kolei niektóre kawałki towarzyszące walkom z bossami przypominają nieco chorały z oprawą orkiestry symfonicznej. Sądzę, że takich smaczków jest o wiele, wiele więcej…


    Starszy Naytiba, jeden z dwóch bossów końcowych


    Ale tak właściwie…


    To o czym jest ta gra? O co w tym wszystkim chodzi? Tak jak wspomniałem, po tym jak Raphael Marks zaczął konstruować androidy z użyciem SI, coś poszło nie tak jak powinno. Mother Sphere zaczęła czuć i uzyskała samoświadomość. Postanowiła więc, że sama będzie konstruować androidy w Kolonii, stacji kosmicznej znajdującej się na orbicie ziemskiej. Uznawała swoje „dzieci” za prawdziwych ludzi, którzy powinni zaludnić planetę. Napisała nawet własną historię i ogłosiła się matką ludzkości.


    Androidy, które sprzeciwiły się woli SI (jak Raven, która dowiedziała się jakie ma prawdziwe zamiary) zostały albo opętane chęcią zemsty albo chciały po prostu wieść spokojne życie, jak ludzie. Koreańska produkcja bierze twist na historię przedstawioną w NieR Automata – androidy ślepo wierzą w swojego stwórcę i bez końca wykonują protokół odbicia Ziemi, podczas gdy niektóre z nich zdefektowały, znalazły schronienie i czasami wspominają o Mother Sphere jak o stworzycielu świata. Gdy Eve łączy się z Adamem aka Elder Naytiba stając się kimś w rodzaju nadandroida, nowej matki ludzi, staje w totalnej opozycji do tego czym się kieruje sztuczna inteligencja. Nie może być dwóch matek, Mother Sphere przyjmuje to do swojej wiadomości, gdyż notabene protokół został wykonany, Elder Naytiba przestał istnieć, jednak nie jest zadowolona. Postanawia wysłać kolejny oddział powietrznodesantowy, by ją zabić…


    Raven w tym wszystko odgrywa bardzo ważną rolę. To ona była jednym z pierwszych „Aniołów”, które zbuntowały się woli swojego stwórcy. Porównałbym ją nawet do Lucyfera, upadłego anioła, który sprzeciwił się Bogu. Według jej nagrań stopniowo dowiadujemy się faktów z przeszłości. Jest postacią niestety tragiczną. Targana chęcią zemsty, a dodatkowo rzekomo zdradzona przez Adama, nie pozostało jej nic innego jak spróbować zniszczyć wszystko.


    Orcal, pierwszy Alpha Naytiba


    Przechodząc do konkluzji, Stellar Blade jest produkcją opowiadającą historię drugiej szansy. Orcal po oczyszczeniu przez Adama zbudował Xion, miejsce dla zbiegłych androidów, w którym mogłyby po prostu żyć, cieszyć się z życia, wspólnie się śmiać i mieć nadzieję na lepsze jutro. Drugą szansę Adam daje Eve – poprzez złączenie istnieje możliwość, że androidy i Naytiba będą kiedyś mogły współegzystować nawet mimo faktu, że Adam sam pozwolił na te wszystkie cierpienia...


    „Gdyby nie kłamstwa, nie urodzilibyśmy się na tym świecie”.

    „To, co uważamy za prawdę, nie zawsze jest prawdą. Społeczeństwo, w którym istnieje tylko prawda, nieuchronnie upadnie”.

    - Raphael Marks


    (Zaloguj się żeby zobaczyć filmy)

    2
  • @Szefo21 można pominąć niektóre z obozów i znajdźki, bo są pochowane i trzeba potem się wracać albo co gorsza zaczynać nową grę, bo są dwa punkty bez powrotu.


    Dwa zakończenia można zrobić jak dobrze pójdzie podczas pierwszej gry, trzecie w new game plus.


    Na pierwszy raz to najlepiej grać jak się chce i zbierać co się chce, resztę zgarnąć w ng+.

    2
  • Platyna w Stellar Blade wbita. Ciut męcząca jak się coś zapomni. Gdyby ktoś miał jakieś pytania to chętnie pomogę :)

    1
Do góry