Nie miałem wcześniej za bardzo styczności z serią Final Fantasy. Owszem, posiadam kilka odsłon na platformie Steam, ale nigdy nie mogłem się przemóc, by je ukończyć. Nie wiedziałem za bardzo o co w tych grach chodzi. Jednak jedną z pierwszych gier na PS4, w które miałem okazję pograć było FF XV. Tytuł rozpoczyna się informacją, iż produkcja kierowana jest zarówno dla fanów jak i osób, które nie miały wcześniej styczności z legendarnym cyklem. I jest to prawda, gdyż historia opowiedziana nie ma żadnego związku z poprzednimi odsłonami. Niespełna dwuletni tytuł nie grzeszy pod względem fabuły i oprawy audiowizualnej. Powiedziałbym, że jest wręcz epicko.
Głównym bohaterem jest Książę Noctis, który podróżuje wraz z trzema przyjaciółmi, którymi są Gladiolus, Ignis oraz Prompto. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że nie znają się i są sobie obcy. Jakże to wielka pomyłka tak pomyśleć. Są oni bardzo blisko i to jest jeden z aspektów, dla których opowiedziana historia w piętnastce jest pełna plot twistów. Niebezpieczeństwo, które spada na królestwo Lucis z początku może wydawać się trywialne i nieciekawe, jednak właśnie ono powoduje, że czwórka przyjaciół łączy swoje siły, szanują siebie wzajemnie i dzięki mocy przyjaźni są w stanie stawić czoła wrogowi. Brzmi trochę mdło? Zalatuje yaoi? Czy przynajmniej shōnen-ai? Nic bardziej mylnego.
Największą zmianą w porównaniu do poprzednich części w Final Fantasy XV jest system walki. Teraz odbywa się ona w czasie rzeczywistym i nie ma już tur, podczas których wybieramy odpowiedni atak czy użycie przedmiotu. Osobiście nie przeszkadzało mi to, a było nawet przyjemne. Kontrolowani przez sztuczną inteligencję towarzysze dają radę. Można im wydawać polecenia i wykonywać drużynowe ataki. Podczas walki wzajemnie siebie (i nas) wspierają. Gdy upadniesz, ktoś z nich pomoże tobie wstać. Gdy zostaniesz zapędzony w kozi róg, ktoś z nich pomoże tobie wydostać się stamtąd. A zabijanie potworków to czysta przyjemność.
W rzeczywistości to wcale nie przeszkadza, że cała trójka przyjaciół jest tak dobra w walce. Jeżeli będziemy pamiętali o ich ekwipunku, w gruncie rzeczy pokonamy każdego przeciwnika. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Nie rzucimy się na super mega silnego stwora na samym początku gry. Gladiolus, Ignis i Prompto potrafią zmieniać broń na taką, która w danym momencie jest potrzebna, używają odpowiednich zdolności czy zaklęć. Mimo że tylko Noctis jest w stanie używać każdego typu oręża, nie przeszkadza to w wyrównanej walce. Każda z postaci jest lepsza w czymś innym o czym trzeba pamiętać.
Pomimo faktu, że wizualnie walka jest bardzo dynamiczna i wydaje się być bardzo dobra, mechanika trochę kuleje. Niestety w większości sytuacji należy przytrzymać jeden z przycisków na padzie, by Noctis (lub jeden z jego przyjaciół) wykonywał niekończącego się combosa na najbliższym przeciwniku. Od czasu do czasu zablokujemy atak wroga czy unikniemy ciosu. Walka niestety ogranicza się w zasadzie do używania dwóch przycisków. Całe szczęście, że Noctis potrafi teleportować się. Dzięki temu jest jakby ciekawiej. Wyobraźcie sobie, że idzie na was wielki stwór, a wy teleportujecie się za niego i powalacie go na ziemię. Pod tym względem (oraz animacji) Final Fantasy XV jest mistrzowskie.
Wszystkie miejsca, do których można teleportować się specjalnie zaznaczone i świecą. Korzystanie z nich w celu osiągnięcia korzyści w walce jest wręcz polecane i oferuje bardzo widowiskowe i dynamiczne akcje. Nie jest to nic dziwnego, że walka wręcz jest prosta. Taktyka zaczyna się od korzystania odpowiednich magicznych zdolności lub zaklęć. Pod tym względem FF XV kuleje najbardziej. Różnorodność zaklęć jest bardzo uboga i ogranicza się do podziału między ogniem, lodem oraz błyskawicami. Co więcej, po użycia zaklęcia musi ono zregenerować się, a trwa to całe wieki, bowiem należy zaabsorbować energię z określonych złóż czy przeciwników.
Zaklęcia przyzwań stanowią najciekawszą i najpotężniejszą broń. To nie byłoby Final Fantasy, gdyby ich nie było. Nie są one dostępne na początku na gry, ba, nie są one dostępne nawet po ograniu 20 godzin. Pojawiają się bardzo późno i nie ma możliwości ich „włączyć” ot tak. Square Enix tłumaczyło, że do ich uruchomienia muszą być spełnione pewne wymagania, a są nimi długość gry, stan drużyny (jak bardzo jesteśmy ranni) oraz stan przeciwników. Nie da się przewidzieć czy i kiedy takie zaklęcie zostanie striggerowane. Ale jeśli się już pojawi, wystarczy tylko obserwować jaką spektakularną destrukcję ze sobą niosą.
Świat, po którym poruszamy się jest ogromny i bez wątpienia mogę przyznać, że jest to pierwszy japoński sandbox z prawdziwego zdarzenia. Zwiedzanie to kwintesencja FF XV, ale z punktu widzenia logistyki należy się do tego przygotować. Przed podróżą należy zatankować samochód, a gdy już będzie nadchodzić noc, znaleźć odpowiednie miejsce do rozbicia obozu i zjeść coś. Podróż z punktu A do B jeszcze nigdy nie była tak… długa i wyczerpująca. Istnieją punkty szybkiego przemieszczenia się po mapie, ale powiedzmy coś sobie szczerze: lepiej zrobić to samemu, pozwiedzać i napawać się pięknymi widokami.
Masa zadań pobocznych sprawia, że ten otwarty świat naprawdę ma w sobie coś magicznego. Co ciekawe, większość z nich należy do post-game, a więc lepiej najpierw ukończyć fabułę, bo w przeciwnym razie umrzemy na jednego hita. Szkoda, że owa fabuła rozgrywa się w zaledwie kilku miejscach w tak wielkim świecie. Co jest uciążliwe, niektóre sekwencje należące do historii są przydługawe i rozgrywają się na naprawdę nudnych obszarach. Istnieje wiele innych, ciekawszych miejscówek, które mogły zostać wybrane. Chociaż zawsze można iść pościgać się, łowić ryby, szukać uzbrojenia w lochach czy opcjonalnych bossów do pokonania.
Final Fantasy od zawsze było specyficzną, ale bardzo dobrą serią, która pełna jest mniejszych i większych smaczków. Piętnasta odsłona powstała na ich bazie, ale jeszcze bardziej je rozwinęła dając w efekcie produkt, w który mogą zagrać zarówno zagorzali fani jak i osoby dopiero wkraczające w świat FF. Nie jest to gra stworzona na kolanie na czystego zysku, jest specyficzna, ale piękna i ciekawa. Fanów czeka masa atrakcji w postaci soundtracków ze wszystkich odsłon serii czy 16-bitowych portretów członków drużyny. No i jest Cid, postać, która przewija się przez niemal każdą część cyklu. Square Enix wie, co dobre.
Final Fantasy XV jest grą, która ma swoje wady i zalety, niestety jak każda znana nam produkcja, ale warto dać jej szansę. Ze względu na ogromny, otwarty świat, który pełen jest tajemnic, wartkiej i szybkiej walce, ciekawych zwrotów fabularnych, czy potworów, na które natrafimy na swojej drodze. Animacje są na najwyższym poziomie, a oprawa audiowizualna potrafi wbić w fotel. Nie każdemu jednak przypadnie do gustu, bowiem to nadal jest jRPG. Ale za to jakie! Jedne z najlepszych ostatnich lat.
Pytanie brzmi, kiedy Square Enix pokusi się o zapowiedź kolejnej odsłony?
To wiedzą tylko oni, ale miejmy nadzieję, że nastąpi to już niedługo, bowiem PlayStation 5 wielkimi krokami nadchodzi, a to może zwiastować wielką bombą...