[Recenzja] Dragon Quest Builders [PS4]
Mówią, że Minecraft jest jedyny w swoim rodzaju i to od niego wszystko się zaczęło. Budowanie z kwadratowych klocków własnego miasta, wioski, czy królestwa sprawiało ludziom wielką frajdę, a Square Enix postanowiło podchwycić pomysł i stworzyć coś podobnego. W ten sposób narodził się bardzo przyjemny spin-off serii Dragon Quest o podtytule Builders. Niestety nie miałem przyjemności pograć w główny cykl gier, mam na swoim koncie jedynie DQ Heroes oraz jego sequel. Builders natomiast… to całkiem inna historia. Historia o potężnym czarnoksiężniku, który postanowił zawładnąć światem w singleplayerowym RPG, gdzie wy gracze, musicie wybudować drogę (i miasta) ku wyzwoleniu.
Czy to się wam podoba czy nie, nie jesteście w tej produkcji potężnym herosami, o czym gra będzie skutecznie kilkadziesiąt razy przypominać. Już sam początek przygody wskazuje, że coś tu nie gra. Dragonlord przywłaszczył sobie całą krainę spuszczając na nią ciemność i wypuścił hordy potworów, które pilnie strzegą, by nie znalazł się śmiałek mogący odbudować świat. Po stworzeniu postaci i krótkim fabularnym wstępie rozpoczęła się faktyczna gra. Co ciekawe, można nazwać swojego protagonistę. Polecam imię Bob. Ładnie kojarzy się z budowniczym.
Pierwsze zadanie! Odbudować zniszczone miasto w zielonej krainie, która stanowi pierwszą z czterech wysp. Owe wyspy tworzą linię fabularną. Im dalej, tym trudniej. Interesujące jest to, że ludzie zamieszkujący krainy zapomnieli jak stawia się różnorakie budowle. I tutaj na pierwszy plan wychodzi nasz Bob budowniczy, którego talentem jest… budownictwo. Dzięki temu Bob jest uważany za bóstwo, idealny model do naśladowania i kogoś kto zawsze ma rację.
Budowa w DQ: Builders oczywiście stanowi trzon rozgrywki, lecz nie jest ona tak zupełnie płaska jakby można było to sobie wyobrazić. W tle mamy do czynienia z prostą fabułą, o której już wyżej napisałem i ona nakreśla co w danym momencie należy robić. Należy, bowiem gra jest tak elastyczna, że wykonywanie zadań fabularnych można odłożyć dosłownie na sam koniec i wcześniej zająć się budowaniem wymarzonego miasta. Oczywiście można podjąć się również misji pobocznych, w których ratujemy przyszłych osadników, rozwiązujemy proste łamigłówki lub po prostu szukamy skarbów.
Te zadania warto wykonywać, gdyż w przeciwnym razie z początku nasze piękne miasto będzie zupełnie puste. Przy budowaniu należy też zwrócić uwagę, że od czasu do czasu osadę zaatakują okoliczne potwory. Wtedy trzeba chwycić za szabelkę i odegnać je do tamtego świata. Wszystko to ma sens. W końcu przygotować się trzeba na końcowe starcie ze złym Dragonlordem, który rzucił na ludzi urok powodujący zanik możliwości budowania.
Sam w grze spędziłem kilkadziesiąt godzin. Produkcja potrafi wciągnąć, a czas leci znacznie szybciej przy dobrej zabawie stawiania bloczków i projektowaniu pomieszczeń. Builders przypomina Minecrafta, ale nie do końca nim jest. Praktycznie wszystko można zniszczyć i przerobić na surowce. Jedynym wyjątkiem jest blok podstawy mapy znajdujący się głęboko pod wodą lub w środku gór. Przygodę z budowaniem zacząłem bez niczego. Square Enix zaopatrzyło mnie jedynie w prosty młotek, od którego rozpoczęła się bardzo długa i przyjemna przygoda.
Nic nie przyszło jednak łatwo. Czasami musiałem udać się na sam koniec mapy po ważny surowiec, a niekiedy pośród nocy rąbać drewno narażając się na ataki duchów. Cykl dnia i nocy może wydawać się bez sensu, jednak w połączeniu z odczuwalnym głodem naszego protagonisty, nadaje świetny element survivalowy. Gra nie zaleca, by udawać się poza granice miasta pośród nocy. Czyhają bowiem wtedy na gracza bardzo upierdliwe duchy mogące na początku napsuć sporo krwi. Do tego wszystkiego dochodzi owy głód. Bob musi jeść, by nie paść z wycieńczenia. Przed wyprawą zalecam zebrać kilka jadalnych przedmiotów.
Zwiedzając świat można natknąć się na przeróżne surowce i minerały, które prędzej czy później będą potrzebne, by wykuć nową broń, postawić mur czy stworzyć meble. Drewno, grzyby, trawa, liście, kamienie i patyki stanowią trzon budownictwa. Bez nich nie da rady niczego osiągnąć. Do tego dochodzą minerały jak węgiel, miedź, srebro i złoto, dzięki którym wyczarowanie rynsztunku potrzebnego do walki z potworami i lepszych narzędzi do pracy staje się łatwiejsze. Wszystko ogranicza się bowiem do zwiedzania zakamarków mapy i zbierania surowców, lecz nie spłaszcza to rozgrywki.
Mając za zadanie znalezienie materiałów do bomby zwiedzimy pustynię i staniemy oko w oko z nowymi przeciwnikami, a co za tym idzie trzeba zastanowić się nad ulepszeniem broni. Masz problem z wydobyciem złota? Trzeba zaopatrzyć się w lepszy sprzęt. I tak dalej. Świetnym rozwiązaniem jest fakt, że jeśli nie chcesz walczyć z potężnym skorpionem, możesz wykopać pod nim tunel i bez zadraśnięcia ominąć go. Boisz się, że spadniesz z wysokiej góry. Zbuduj schody i spokojnie zejdź. Pamiętaj tylko o jedzeniu.
Nic jednak nie powstaje od razu. Tworzysz od skrawków materiału z trawy po wysublimowane dywany, od patyków po miecze, od lepianek po domy z cegły, od ognisk po drogie żyrandole. Na to wszystko trzeba mieć odpowiednie surowce, a by je mieć należy ruszyć w świat. Dialogi w DQ: Builders praktycznie nie istnieją, ale jeśli już zdarzy się jakaś rozmowa z osobą, która na przykład potrzebuje pomocy w zbudowaniu szpitala, da ona wyczerpującą w treść odpowiedź. Produkcja niestety nie posiada lokalizacji polskiej, lecz nie taki wilk zły jak go malują. Wszystko jest proste i nawet osoby, które dopiero zaczęły przygodę z językiem angielskim dadzą sobie świetne radę.
System walki w DQ: Builders jest prosty jak budowa cepa. I to dosłownie. Nie ma żadnej turowej mechaniki, po prostu trzeba zbliżyć się do przeciwnika lub grupy potworów i użyć odpowiedniego przycisku na padzie odpowiadającego za atak. Do tego dochodzi szybki bieg do wykonywania uników i to w zasadzie tyle. Z pokonanych wrogów czasami wypadają surowce, które potem możemy użyć. Nie zdobywa się żadnego doświadczenia za walkę, a same potwory dzielą się na dwie grupy – pasywne mające w poważaniu obecność gracza obok nich oraz agresywne, atakujące od razu. Ciekawostką jednak jest powiększanie paska życia przez znajdowanie specjalnych przedmiotów. Otrzymamy je również po wykonaniu pewnych zadań.
Walka jest praktycznie zbędna, jeśli by pominąć obronę miasta i potyczki z bossami, których pokonanie premiowane jest awansem na kolejną wyspę. Jak już wspomniałem, czasami zdarzy się, że grupa przeciwników zaatakuje osadę. Trzeba je wtedy szybko wyeliminować, by nie zniszczyły naszego dorobku. Można też wybudować wysoki mur, ale należy pamiętać, że każdy z nich ma inną wytrzymałość lub wykopać fosę. Uwaga! Z autopsji ważna rada – kopiąc fosę zamień gliniane bloki wewnątrz na bardziej wytrzymałe. Kilka razy miałem sytuację, w której kościotrupy utorowały sobie drogę pod miastem i znalezienie ich zajęło sporo czasu. W gratisie otrzymałem system podziemnych, zalanych tuneli, totalnie mi niepotrzebnych.
Tutaj pojawia się kolejna ciekawa rzecz. Ta wytrzymałość materiałów. Początkowo drewniane struktury będą w porządku, lecz z biegiem czasu zaczną atakować bazę coraz to silniejsze stwory, a co za tym idzie, należy wymienić budulec. Dodatkowo każdy stworzony element wystroju czy nawet łóżka, piece hutnicze i okna, można przemieszczać w dowolnym momencie. Dodaje to nieco świeżości. Cała mechanika budowy jest bardzo przyjemna i intuicyjna. Gra do pewnego momentu prowadzi za rączkę, ale później już trzeba samemu pomyśleć co i jak.
Pierwsza z czterech wysp jest jakoby wprowadzeniem, pozostałe trzy już są znacznie trudniejsze i wymagają kombinowania. Oferują również inne zasoby, bronie i sprzęt. Niestety nie mam porównania z Minecraftem, w którego nie miałem okazji pograć. Przyjemną natomiast rzeczą jest przyłączanie się mieszkańców do obrony miasta w razie ataku. Oczywiście znajdą się i tchórze, którzy schowają się w swoich domkach, lecz w żaden sposób nie jest to przez gracza odczuwalne. Ważne, że komuś w ogóle zależy, prawda?
Wracając do tych wysp. Każda z nich przybliża nas do ostatecznego starcia z Dragonlordem. Są w sumie cztery. Pierwsza jest porośnięta lasem, druga jest w gruncie rzeczy pustynią, trzecią stanowi mroźna tundra, a czwarta i zarazem ostatnia to spalona przez antagonistę ziemia pozbawiona wszelkiej roślinności. Do tego dochodzą inne tereny w obrębie danej wyspy, do których dostajemy się przez portale otrzymywane za wykonanie zadań fabularnych. Prawdę mówiąc poziom trudności rośnie na każdej z wysp, lecz gra nie daje żadnej srogiej kary za ewentualną śmierć bohatera. Odradza się on bowiem w mieście.
Jedynym mankamentem jest utrata części materiałów zebranych do momentu śmierci, ale można po nie wrócić. Każdy rozdział opowieści kończy się bitwą z bossem, protektorem danej wyspy. Nie będę zdradzać szczegółów, gdyż to elementy fabuły i nie chcę psuć frajdy z ewentualnej rozgrywki. W każdym razie te końcowe bitwy są wymagające i jeden błąd może doprowadzić do całkowitego zniszczenia osady, nad którą spędziliśmy kilkadziesiąt godzin.
Dragon Quest Builders może nie wygląda nadzwyczaj świetnie, ale oferuje kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, godzin zabawy. Cały wątek fabularny może zamknąć się w kilku godzinach, lecz w gruncie rzeczy to gracz decyduje, co chce w danej chwili robić. Ale zapytacie – dlaczego tylko kilka godzin?! Bowiem takie wymagania stawia nam gra do uzyskania odpowiednich trofeów na PlayStation Network. By zdobyć osiągnięcia trzeba zaliczyć etapy gry w konkretnej ilości dni. Może być to troszkę frustrujące na początku, ale umówmy się. Za pierwszym podejściem gramy na spokojnie, dopiero za drugim celujemy w zdobycie platyny, która notabene nie jest łatwa do zdobycia.
Do tego wszystkiego dochodzi tajemnicze miejsce zwane Terrą Incognitą. Jest to miejsce pozwalające na totalny sandbox bez żadnych ograniczeń. Staje się ono dostępne po ukończeniu pierwszej wyspy, a każdy kolejny zaliczony rozdział fabularny odblokowuje nowe tereny w Incognicie. Zatem jeśli macie nadmiar wolnego czasu, lubicie Minecrafta i chcielibyście spróbować go w japońskim wydaniu, sięgnijcie po Dragon Quest Builders.Mogę stwierdzić, że pod względem dowolności działania jest to świetny tytuł, w którego mogą zagrać zarówno dorośli jak i dzieci. Budowanie miasta i szukanie surowców to świetna zabawa dla każdego fana Minecrafta. Może nie ma tu jakiejś wymyślnej fabuły, świetnej oprawy graficznej czy muzyki na miarę Chopina, ale potrafi wciągnąć jak bagno.
Wciel się w Boba budowniczego, zaprojektuj miasto marzeń, zabijaj potwory, udawaj się w niebezpieczne podróże i połóż kres panowania złego Dragonlorda, który odebrał ludziom kawałek mózgu odpowiedzialnego za budowanie. Nieważne, że nie ma trybu multiplayer. Nieważne również, że to nie jest skomplikowana produkcja RPG z milionem statystyk. Liczy się tylko jedno: twoja wyobraźnia i to co z nią zrobisz, gdy wsiąkniesz w świat Dragon Quest Builders. Tylko ona ciebie ogranicza.
Chcesz podziemne miasto, gdzie nie docierają promienie słońca? A może zamek na górze, którą sam wzniesiesz? Czy wolisz enklawę oddzieloną murem wysokim na kilometr z fosą? To wszystko jest możliwe, zatem nie czekaj! Jeżeli zaś jesteś szczęśliwcem mającym już za sobą przyjemność zagrania w DQ: Builders na PS3, PS4, PSV, czy Switchu, daj znać co najbardziej przypadło tobie do gustu. Czy rzeczywiście japoński młodszy brat pobił starszego, którym jest Minecraft? Według mnie tak, a zbliżający się wielkimi krokami sequel Buildersów wskazuje, że będzie więcej i jeszcze lepiej.
-
Miałem, grałem, sam nawet zrecenzowałem. Bardzo mi się podobało i jak tylko wyjdzie dwójka to na pewno sobie sprawię :-D
2 Fajne!
Zaloguj się aby napisać odpowiedź
lub załóż konto za darmo