[Recenzja] Tokyo Xanadu [PS4]
Nihon Falcom w swoim dorobku ma znakomite serie gier, które sięgają lat osiemdziesiątych zeszłego wieku. Wśród nich znajdują się między innymi Ys i Dragon Slayer. Nie można również zapomnieć o cyklu The Legend of Heroes czy Zwei, niestety ta druga umarła śmiercią naturalną już prawie dziesięć lat temu. Dziedzictwo sięgające ponad trzydzieści lat pozwoliło na odnoszenie wielu sukcesów, produkcje Nihon Falcom zawsze cieszyły graczy, a niedawno studio wypuściło dopracowany remaster gry Tokyo Xanadu.
Pierwotnie ukazała się na PlayStation Vitę. Wersja na PS4 oraz komputery stacjonarne otrzymała dopisek eX+. Szczerze mówiąc po ograniu Persony 5 bardzo oczekiwałem tej produkcji. Wydawała się nieco podobna pod względem mechaniki. Dlatego też postanowiłem uzbroić się w egzemplarz i zanurzyć się w fikcyjną dzielnicę Tokio, Morimiyę.
Jak wspomniałem, akcja toczy się w wymyślonym na potrzeby tytułu dystrykcie Tokio. Głównym bohaterem jest nastoletni licealista o imieniu Kou Tokisaka. Pewnej nocy, wracając do domu, staje się świadkiem niewytłumaczalnego zdarzenia. Grupa młodych przestępców zostaje zaatakowana przez potwora. Zaś chwilę później zostaje on pokonany przez młodą dziewczynę, którą okazuje się być koleżanka z klasy Kou. W ten sposób nastolatek zostaje wplątany w konflikt z istotami z innego wymiaru.
Fabuła z początku jest ustawiona na typowym japońskim poziomie, bardzo przypomina tę z Persony 5, lecz później podobieństwo to zostaje nieco zatarte. W Tokyo Xanadu eX+ bohater za dnia chodzi do szkoły, uczy się, poznaje nowych przyjaciół, a pod osłoną nocy (ale nie tylko) przenosi się do równoległego świata, by stawić czoło bestiom. Interesującym jest fakt, że wersje gry na PC oraz PS4 zawierają dodatkowy content fabularny, którego brakuje w pierwowzorze. Nie jest to zwykły remaster podnoszący rozdzielczość do HD. Jest to produkt wyposażony w szereg innowacji.
Fabuła posuwa się bardzo powoli. Czasami miałem wrażenie, że porusza się jak ślimak i nic nie mogłem na to poradzić. Nie żebym narzekał, bowiem lubię czytać wszelkie kwestie dialogowe, opisy i spędzam sporo czasu na zrozumieniu gry. Jednak tutaj coś nie działa jak powinno. Jasnym i oczywistym jest fakt, że Nihon Falcom znów postawił na otoczkę fabularną, która czasami jest trudna do ogarnięcia. I niestety dystrybutor nie wpadł na pomysł, by może dodać do tytułu polską lokalizację. No tak, coś takiego praktycznie nie istnieje w jRPG.
Język angielski użyty w dialogach nie jest jakiś wymagający, ale osoby początkujące mogą odczuć się nieco zagubione. To jest bolączka większości produkcji jRPG: jeżeli chcesz pograć, naucz się angielskiego, a najlepiej japońskiego. Nie znaczy to, że Tokyo Xanadu eX+ jest złe. Jest to solidny kawał dobrej rozrywki. Co prawda później podobieństwo do Persony 5 zanika, lecz nadal istnieje równoległy świat, w którym bohater wraz z przyjaciółmi walczy z potworami, by na końcu zatryumfować. Zbyt patetyczne? Nie, nie wydaje mi się. Początek być może, ale gdy już przebrnie się przez kilka pierwszych godzin, jest o dziwo coraz lepiej.
Wróćmy jednak do momentu, w którym Tokisaka po raz pierwszy przenosi się do innego wymiaru. Jest to w momencie, gdy Asuka Hiragii, koleżanka z klasy, zostaje wciągnięta przez tajemniczy portal. Niedługo po tym dowiaduje się, że dzierży podobną do niej moc, którą mogą posługiwać tylko nieliczni wybrańcy. Hiragii wszystko mu tłumaczy, niechętnie, lecz koniec końców pozwala na dołączenie do walki z Zaćmieniem, alternatywnym światem, gdzie rządzą potwory. Od tego momentu w miarę szybko do drużyny dołączają nowe postaci mające podobne zdolności.
Cała gra jest podzielona na rozdziały, które opowiadają fragmenty składające się na całą historię. Każdy rozdział dopowiada coś nowego i rozszerza wiedzę gracza na temat kryzysu doświadczonego w Tokio. Podczas gdy wersja na PlayStation Vita posiadała fabułę dość niejasną, w remasterach na PS4 i PC jest ona zrozumiała i posiada jak zauważyłem już wcześniej nowe wątki rozwiewające wszelkie wątpliwości. Jest to dobra okazja dla osób, którym pierwowzór nie przypadł do gustu. W dodatku produkcja od nas wręcz wymaga sterowania inną postacią niż Kou w mini rozdziałach między główną rozgrywką. Tego również nie uświadczymy w edycji na przenośną konsolę.
Produkcja dzieli się właściwie na dwa typy. Pierwszym jest zwiedzanie dzielnicy Tokio w prawdziwym świecie, uczęszczanie do szkoły i nawiązywanie relacji z innymi postaciami. Dzięki temu można poznać je bardziej, dowiedzieć się co nieco z ich przeszłości i po prostu zaprzyjaźnić się. Pomoże w tym narracja i dialogi prowadzone nie tylko twarzą w twarz, lecz również poprzez telefon. Ma to swój urok, ale coraz bardziej jest to eksploatowane. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Osobiście podoba mi się ten pomysł. Po zajęciach w szkole Kou może odwiedzać znajomych oraz wykonywać dla nich zadania poboczne, które kształtują relacje. Nie jest to wymagane, jednak czasami, by móc posunąć fabułę dalej, należy zaliczyć jedną czy dwie takie misje.
Drugim typem, bardziej zręcznościowym, jest walka z potworami w innym wymiarze. Bicie pokrak jest dynamiczne i wymaga nie lada refleksu. Podczas zwiedzania labiryntów natknąć się można na przeróżne maszkary, które mają swoje mocne i silne strony, także nieprzemyślany atak może czasami źle się skończyć. Gracz otrzymuje dostęp do szerokiego wachlarza możliwości bitewnych oraz przedmiotów dzielących się na dodatki do broni, pancerze czy eliksiry. Bitwy z bossami są bardzo emocjonujące i potrafią trwać znacznie dłużej niż ze zwykłymi potworkami.
Niekiedy nawet można zginąć przez błąd czy niedopatrzenie, jednak gra posiada dość przydatny system zapisu i ewentualnego kupna potrzebnych przedmiotów tuż przed starciem z wymagającym przeciwnikiem. W momencie, gdy przeoczymy punkt pozwalający na to i umrzemy w trakcie walki, cofamy się na sam początek labiryntu tracąc wszystkie zdobyte po drodze itemy. Coś za coś, nie ma tak łatwo.
W prawdziwym świecie prócz nawiązywania relacji z innymi, gracz może również udać się na zakupy do centrum handlowego, wykonywać mini gierki czy jeździć na deskorolce, co dodaje jako takiego realizmu do produkcji. W gruncie rzeczy Tokyo Xanadu eX+ stawia bardziej na rozwijanie zdolności socjalnych niż bitewnych, takie odniosłem wrażenie. W porównaniu do Persony 5 czy nawet Blue Reflection, jest tego tutaj znaczniej więcej. I nie jest to sztuczne czy wymuszone, wypada dość naturalnie za co należy się pochwała.
Lokacje są naprawdę duże i ładnie wykonane, posiadają wiele zakamarków, z pozoru niewidocznych, a sama oprawa graficzna jest przyjemna dla oka. Pojawiły się nawet reprodukcje niektórych sztandarowych przykładów japońskiej kultury, między innymi parki czy świątynie. Muzyka również wpada w ucho, jest przyjemna i nie dręczy jak to ma miejsce w innych tytułach. Może i jest powtarzalna, ale mimo wszystko miło słucha się jej. Nie ma w sumie rzeczy, która naprawdę irytowałyby na tyle, by produkcja Nihon Falcom traciła w oczach. Z drugiej jednak strony jak na tytuł jRPG, jest ona dość krótka.
Uzyskanie tak zwanego prawdziwego zakończenia to zabawa na około trzydzieści pięć godzin. Jeżeli chcesz drogi graczu zrobić wszystko co się da, dolicz około pięć do dziesięciu godzin w zależności od stylu gry. Wychodzi nam w sumie 45h. Nie jest to gigant i rekordzista pod tym względem, ale wynik jest całkiem przyzwoity. Tak czy inaczej nie uważam, że opowiedziana historia jest nudna. Z początku może i tak było, bowiem ktoś mógłby pomyśleć „znowu te japońskie dzieciaki walczą z potworami, nic ciekawego, 2/10”.
Fabuła faktycznie jest bardzo rozciągnięta, ale im dalej w las, tym jest ciekawiej. Najnudniej jest na początku, gdy nie wiadomo jeszcze o co tak naprawdę chodzi, a Hiragii wprowadza nas przez kilka godzin tłumacząc istotę problemu. Gdy akcja nabrała tempa, początkowa niechęć zniknęła i robi się całkiem przyjemnie. Do tego wszystkiego dochodzi pomysł, który występuje w Personie 5, a jest nim zdobywanie punktów w kilku kategoriach. W Tokyo Xanadu są nimi wiedza, odwaga i cnota. Zdobywamy je poprawnie odpowiadając na pytania na zajęciach w szkole, czytając książki czy wykonując zadanie poboczne. Ma to wpływ na zakończenie gry, gdyż osiągnięcie prawdziwego zakończenia ma swoje wymagania.
Wersja produkcji na PlayStation Vitę umożliwia rozgrywkę w trzydziestu klatkach na sekundę, podczas gdy na PS4 zostało to podwojone. Graficznie również zostało to i ówdzie ulepszone, także nie można mówić tutaj o zwykłym skoku na kasę. Za soundtrack, ten sam w obu wersjach, odpowiadał Shoji Meguro, który stworzył przyjemną, jak już zdążyłem zauważyć, muzykę wpadającą w ucho. Nie miałem okazji przetestować angielskiego dubbingu, gdyż wolę słyszeć oryginalne głosy, nie tylko w japońskich tytułach, a we wszystkich. Tokyo Xanadu eX+ na moim PlayStation 4 Pro działa bez zarzutu, nie uświadczyłem żadnych spadków framerate’u i problemów czy błędów.
Jak jednak wypada rozgrywka na komputerach stacjonarnych? Zrobiłem mały research i mogę powiedzieć, że nie trzeba mieć potężnej maszyny. Wystarczy pecet ze średniej półki. Karty graficzne GTX 770, procesory Kaby Lake i3 oraz 4GB pamięci RAM mogą już pozwolić na bardzo dobre wrażenia, podczas gdy notebook potrzebował już na pokładzie GTX 1050 Ti do swobodnego działania tytułu. Nie uświadczycie również zaawansowanych opcji graficznych, które notabene nie są w ogóle potrzebne. Do grania zaleca się użycia pada, jednak jak najbardziej można zostać przy myszce i klawiaturze.
Zbliżając się do końca warto podsumować wszystko czego dowiedzieliście się o być może nieznanej wam grze, którą jest Tokyo Xanadu eX+. Produkcja Nihon Falcom jest bardzo przyjemna, oferuje naprawdę wiele na tle nawiązywania i utrzymywania relacji z postaciami w grze oraz całkiem przyjazny system walki. Całość spina ładnie stworzony świat, zarówno ten prawdziwy tokijski jak i złowieszczy inny wymiar. Jeżeli chcielibyście spróbować, ale jeszcze nie jesteście do końca zdecydowani, mogę dorzucić ostatni argument przemawiający za tym, że warto.
Jeżeli uważacie Personę 5 za bardzo dobrą grę, którą na długo zapamiętajcie, wypróbujcie Tokyo Xanadu eX+. Jest kilka podobieństw, lecz są też różnice, lecz koniec końców obie są do siebie podobne. Nie jest to klon produkcji Atlusa, broń Boże, po prostu czerpie z jego dorobku i przerabia pomysły na własne potrzeby. W dodatku jest to stosunkowo nowy tytuł niemający za wiele wspólnego z serią Ys czy The Legend of Heroes, co czyni ją bardziej ciekawą. Jest to dobre połączenie klasycznych systemów RPG, które wychodzi naprzeciw potrzebom nowoczesnych graczy. Nawet, gdy masz już zaliczony pierwowzór na Vicie, zachęcam do wypróbowania rozszerzonej edycji gry.
Niestety tu pojawia się mały problem. Tokyo Xanadu eX+ jest praktycznie niedostępne w wersji pudełkowej na PlayStation 4. Bez problemu można kupić na PSStore czy platformie Steam, lecz cena jest wysoka. Jeśli koniecznie musicie mieć pudełko, zachęcam do poszukiwań na Amazonie. Tam też zakupiłem swój egzemplarz, który teraz spoczywa na mojej półce. Pamiętajcie jednak o jednym: mimo ceny, Tokyo Xanadu jest warte do ogrania. Zarówno na Vicie, PS4, czy komputerze stacjonarnym.
-
Brak odpowiedzi
Zaloguj się aby napisać odpowiedź
lub załóż konto za darmo