Profil na forum:

  • konewko Elite Vip
    Postów: 753 Pułkownik
    634
    Pochwał od użytkowników

Posty konewko (753):

  • Gatunek jRPG można określić jednym prostym zdaniem – nie jest on dla wszystkich. Z różnych powodów. Jednak czym tak naprawdę jest, skąd się wziął i dlaczego gracze z całego świata nie licząc Azji podchodzą do niego z pewną dozą niechęci? Z pewnością jest to spowodowane faktem, że Japonia jest uważana za kraj dziwny. Niekiedy można natrafić w sieci na artykuły traktujące o niecodziennych, japońskich obyczajach, które powodują wewnętrzne poczucie niepokoju.

    Właściwie nie dziwię się wam, sam przez to przechodziłem, lecz na pomoc przybywa nikt inny jak Krzysztof Gonciarz, który ze stoickim spokojem opowiada masę ciekawostek na temat Kraju Kwitnącej Wiśni. Sama Japonia jest krajem pełnym tajemnic, w tym mrocznych, a z drugiej strony jest to przepiękne miejsce wypełnione po brzegi obcą kulturą, której my, Europejczycy, nie rozumiemy lub nie chcemy rozumieć. Wracając jednak do tematu – jRPG oznacza japońską grę fabularną, której historię postaram się wam przybliżyć w tekście.

    Musimy cofnąć się do roku 1981, w którym niejaki Robert Woodhead zaprojektował grę Wizardry. Była to produkcja RPG utrzymana w konwencji westernu, która stała się olbrzymim hitem. Zaczęto tworzyć jej porty na japońskie komputery i konsole przenośne, a sam gatunek został bardzo ciepło przyjęty w Kraju Kwitnącej Wiśni. Tak ciepło, że zainspirowało to azjatyckich twórców do stworzenia czegoś własnego. Gdy Woodhead odwiedził Japonię, został niemal napadnięty przez fanów żądających autografu. Dzisiaj to może wydawać się codziennością, lecz niemal czterdzieści lat temu było to coś wręcz niespotykanego.


    Kilka lat przed wydaniem Wizardry, zawiązana została firma pod nazwą Enix (dzisiejsze Square Enix), które trudniło się wówczas popularnymi visual-novelkami. Założyciel Yasuhiro Fukushima chciał jednak stworzyć coś ambitniejszego i amerykańskie, westernowe RPG miało w tym olbrzymi udział. Za protoplastę gatunku jRPG uważa się jednak produkcję Koei, Underground Exploration, produkcję, która była praktycznie niegrywalna i została szybko zapomniana.

    Pod wpływem Wizardry zaczęły powstawać nowe gry kreśląc tym samym fenomen dzisiejszego gamingu. Spy Daisakusen od Pony Canyon oparte na serialu Mission: Impossible, The Dragon and Princess oraz pierwsza z bardziej kontrowersyjnych gier znana pod nazwą Danchizuma no Yuwaki (Seduction of the Condominium Wife), w której gracz sprzedawał prezerwatywy i podrywał 16-bitowe kobiety. Taki sam zabieg był stosowany już wcześniej w visual-novelkach i jest określany jako gry bishōjo. W związku z tym gatunki zaczęły mieszać się ze sobą i powstawało coraz to więcej konfiguracji, nieraz dziwnych i niepokojących.

    W dodatku nasilił się trend do tworzenia hentai, co ogólnie można określić jako pornografię, lecz o tym może kiedy indziej. W tym czasie Enix poszukiwał ludzi do tworzenia gier. Po sukcesie kolejnej visual-novelki, The Portopia Serial Murder Case, zatrudnili Akirę Toriyamę, twórcę Dragon Balla oraz Koichi Sugiyamę, kompozytora muzycznego. Zaczęły sypać się pomysły na kolejny tytuł, lecz problemem nie do przejścia były zbyt wysokie ceny komputerów stacjonarnych, na które nie stać było wówczas społeczeństwo. Naprzeciw wyszedł słynny Famicon z legendarną konsolą, Nintendo Entertainment System, zwaną w skrócie NESem.

    Była popularna wśród ludzi, a jej trzon stanowiły głównie dzieci. Jako że pomysł był na grę tekstową, trzeba było jakoś obejść problem kontrolera, który posiadał zaledwie kilka przycisków. Rozwiązanie było rewolucyjne. Zamiast kazać graczom ręcznie wpisywać komendy, dano im ich wybór. W takich okolicznościach powstała pierwsza odsłona serii Dragon Quest, którą można poniekąd uznać za sandboxa. Gracz otrzymał mapę, po której mógł się przemieszczać, poruszać w każdym kierunku i wykonywać questy w dowolnej niemal kolejności. Produkcja została wydana w 1986 roku i była znana w USA jako Dragon Warrior.


    Do premiery Dragon Quest powstał również szereg innych gier na platformy PC-8001 oraz NES. W kwietniu 1983 Koei wydało Sword&Sorcery, które skupiało się na ratowaniu księżniczki i zabiciu czarnoksiężnika. Była to pierwsza produkcja określana mianem taktycznej gry fabularnej na świecie i symulacyjnego RPG w Japonii, która dała narodziny wielu innym gatunkom. Sword&Sorcery stawiało na rekrutowanie armii i zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia, które teraz jest widoczne niemal w każdym tytule, nie tylko stricte RPG. Kolejną ważną grą było Nobunaga’s Ambition, również od Koei, w której tym razem walka odbywała się turowo i na stałe wpisała się na kartach historii gatunku.

    Rok 1983 w Japonii był bardzo ważny pod względem kształtowania rynku i dlatego też kolejny gigant, Nihon Falcom, wydało Panorama Toh na PC-88. Było to swoiste cRPG, którego akcja toczyła się na bezludnej wyspie. Idąc za ciosem, producent z Tachikawy rozpoczął prace nad trzema głównymi seriami: Dragon Slayer, Ys oraz The Legend of Heroes. Dwie ostatnie do dzisiaj są rozwijane, Europa cały czas czeka na premierę The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel III, a na Nintendo Switch pojawiło się już Ys VIII: Lacrimosa of Dana. Patrząc z perspektywy czasu, można odnieść wrażenie, że te gry robione są siłę. Otóż nie można się bardziej pomylić.


    Na horyzoncie pojawił się jednak godny rywal dla Koei i Nihon Falcom – Nintendo. Niegdyś producent kart do gier i zabawek, Nintendo weszło na rynek gier z wielkim przytupem wydając w 1986 roku pierwszą odsłonę The Legend of Zelda. Famicom nie tracił na zainteresowaniu, gdyż do 1994 zostało wydanych na niego ponad 200 gier różnych producentów (w tym Sony, Namco, Capcom, THQ, Koei, Atlus, Konami, Activision czy nawet Ubisoft i Electronic Arts), lecz Nintendo chciało czegoś nowego. Gra dała powiew świeżości i głównie dzięki niej Nintendo stało się bardziej rozpoznawalne.

    The Legend of Zelda zrobiła co miała zrobić. Zarobiła krocie i otworzyła bramę, za którą znajdowała się droga do sławy. Na fali wznoszącego zainteresowania gatunkiem jRPG, został wydany Gameboy wraz z flagowym tytułem Super Mario Land, który odniósł miażdżący sukces. Seria o Zeldzie była kontynuowana i wydawana na kolejne to konsole Nintendo: SNES, Gameboy, Nintendo 64 i tak dalej aż do dzisiaj. Jednak w międzyczasie gigant z siedzibą w Kyoto wpadł na pomysł z kolejnym cyklem gier, której wtórowała manga oraz anime: Pokémon, fenomen nie tylko w Japonii, lecz również na całym świecie.

    Produkcje, w których gracz wciela się w rolę trenera stworków, podróżuje po świecie i zdobywa odznaki, by móc zostać mistrzem. Infantylna i wręcz naiwna fabuła nie przeszkodziła, by pierwsze gry z serii, Pokémon Red, Pokémon Blue oraz Pokémon Green (wydane tylko w Japonii) świetnie sprzedały się. A działo się to wszystko na przełomie 1996-1999. Ostatnimi odsłonami serii są tytuły Pokémon Let's Go Pikachu oraz Pokemon Let's Go Eevee, które są spin-offami Pokémon Yellow i przygotowują nas na ósmą generację kieszonkowych stworków, których premiera odbędzie się jeszcze w tym roku. Gry Pokémon Shield oraz Pokémon Sword pojawią się tylko na konsolę Nintendo Switch.


    Wróćmy jednak na chwilę do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Są one na tyle istotne, że warto wspomnieć o kilku aspektach. Przenośne konsole zdominowały rynek, ale nie spowodowało to zaniku zainteresowania tworzenia gier na ówczesne pecety. PC-88, bo tak nazywał się niegdysiejszy PC, był w stanie renderować grafikę 3D, co przełożyło się na powstanie pierwszych tytułów RPG z widokiem z pierwszej lub trzeciej osoby. Idealnym przykładem jest WiBArm, w którym gracz kontroluje robota. Nie zabrakło również automapy, walk z bossami oraz ulepszania ekwipunku. 

    Gra ukazała się w 1987 roku w Japonii, a trzy lata później w USA. Z czasem zaczęły ukazywać się bardzo podobne produkcje, ale również takie, które coraz częściej korzystały z 3D, na przykład Star Cruiser z 1988 (Arsys Software), które otrzymało tytuł gry roku w japońskich magazynach POPCOM oraz Oh!X. Widok z góry lub side-scrolling jednak nadal były popularne i dały początek takim seriom jak Metroid, Exile czy Metal Gear, zapoczątkowane przez znanego wszystkim Hideo Kojimę w 1987 roku. Japonię zaczęła zalewać masa gier z różnych gatunków. Każdy chciał osiągnąć sukces, którego doznało Star Cruiser.

    (Zaloguj się żeby zobaczyć filmy)

    Okres 1990-1999 to przede wszystkim czas serii The Legend of Zelda, Dragon Quest, Megami Tensei, Ys, Final Fantasy, Fire Emblem oraz Pokémon. Nie można również zapomnieć o innych takich jak Mario, Mana oraz The Legend of Heroes. Pojawiło się wiele nowości w produkcjach takich jak dzielenie gier na rozdziały, dawkowanie fabuły, większa lub mniejsza liniowość, grafika 3D, systemy taktyczne i walki, silniki progresji postaci, stosunki między nimi, lepsza sztuczna inteligencja, wiele zakończeń gry czy rozwiązywanie zagadek w trakcie rozgrywki.

    W 1993 roku powstał również pierwszy kooperacyjny tryb multiplayer, który został zaimplementowany w Secret of Mana, grze cRPG autorstwa Square. Pojawiły się również poważne tematy fabularne traktujące o śmierci, które zawitały między innymi w Final Fantasy VI. Rok 1995 zaowocował powstaniem legendarnego Chrono Trigger posiadającego nieliniowy gameplay, bardzo skomplikowaną fabułę, kilkanaście zakończeń, zadania poboczne i innowacyjny system walki. Posiadał również tryb New Game+. Chrono Trigger często jest uważane za najlepszą grę wszech czasów, a na tej liście znajdują się również The Legend of Zelda (Nintendo), Phantasy Star IV (Sega), Secret of Mana (Square), Final Fantasy (Square), Metal Gear Solid (Konami) czy nieśmiertelna Contra (Konami), która wraz z Wizardry stanowi początek gatunku jRPG.


    Końcówka lat dziewięćdziesiątych dla gier jRPG to mały kryzys, ponieważ na rynku pojawiła się dwójka gigantów chcących zwojować rynek. Są nimi Sega (Sega Saturn) oraz Sony (PlayStation). Zyskując na popularności swoich konsol, doprowadziły do śmierci stacjonarnego wówczas PC-9801. Japońscy producenci musieli iść za trendem i podporządkować się, ale też nie rezygnowali z PC, bowiem pojawił się IBM z system operacyjnym Microsoft Windows 95. Większość uznała, że warto inwestować w rynek konsolowy i w tym momencie słowo exclusive nabrało większego znaczenia niż kiedykolwiek wcześniej.

    Obecnie istnieje wiele serii, nie tylko japońskich, które pojawiają się tylko na daną platformę i ten trend ma powiązania z krachem, który nastąpił na przełomie wieków. Trudno dokładnie stwierdzić, dlaczego tak się stało, jednak niewątpliwy jest fakt, że jRPG z jakiegoś powodu woli konsole. Oczywiście na komputery stacjonarne przybywa portów starszych lub nowszych gier. Idealnymi przykładami mogą być Final Fantasy XV, Ys VIII: Lacrimosa of Dana, Ys: Memories of Celceta lub nowe części serii, które powstają bezpośrednio na konsole i komputery stacjonarne (przykładowo cykle Atelier, Neptunia, Tales of, Harvest Moon, Ni no Kuni, czy God Eater).

    Po wielkim sukcesie konsol Sony i Nintendo, gamingowa japońszczyzna rozkwitła na dobre. Obecnie w ciągu jednego roku potrafi wyjść więcej jRPG niż gier wyścigowych, sportowych i symulatorów razem wziętych. Powstawały nowe koncepty i kierunki rozwoju. Zaczęto eksperymentować z gatunkami i dzięki temu powstały między innymi Inazuma Eleven (Level-5, 2008), łącząca elementy gry sportowej i RPG, Shin Megami Tensei: Devil Survivor (Atlus, 2009), będąca taktyczną grą fabularną i przygodówką w jednym, czy Infinite Space (PlatinumGames, 2009), która powstała na skutek złączenia strategii, symulatora i RPG.

    Niektórzy poszli o krok dalej i zaczęli tworzyć tytuły z otwartymi światami (Xenoblade Chronicles, Nintendo) czy skomplikowaną, nieliniową fabułą, w której gracz może zmieniać losy historii w dwóch liniach czasowych (Radiant Historia, Atlus). Nie należy również zapomnieć o Pokémonach, które do tej pory doczekały się ponad dwudziestu części, niekiedy różniącymi się jedynie motywem przewodnim i występowaniem niektórych stworków. Game Freak pokusiło się również o crossover z Nobunagą tworząc Pokémon Conquest, grę strategiczną z elementami RPG.


    Lata 2010-2018 można zaliczyć do jednych z najlepszych w historii. W tym czasie FromSoftware wydało trzy gry spod szyldu Dark Souls i uraczyło fanów tytułem BloodBorne, Capcom zaprezentował Dragon’s Dogma, Team Ninja zaszczyciło NioHem, Square Enix podarowało Final Fantasy XV i Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age. Dodatkowo, całkiem niedawno, otrzymaliśmy również Sekiro. Nie można wręcz zapomnieć o NieR: Automata (PlatinumGames), Monster Hunter World (Capcom), Personie 5 (Atlus) lub Xenoblade Chronicles 2 (Nintendo). Tytuł Gry Roku w plebiscycie The Game Awards 2017 przyznany The Legend of Zelda: Breath of the Wild wyraźnie ostrzega, że Japonia potrafi robić gry i nie przestanie tego robić.

    Być może pojawią się opinie, że wszystkie jRPG wyglądają prawie tak samo i różnią się tylko bohaterami, tudzież mechaniką i mapą. Jest to poniekąd prawda, ale nie należy się tym sugerować, bowiem każda z nich opowiada inną historię. Należy się wielki szacunek i uznanie, gdyż z pewnością w tym roku otrzymamy genialne Death Stranding z rąk samego Hideo Kojimy, które na pewno będzie posiadać elementy RPG. Nintendo zaś wypuści nowe gry z serii Pokémon - Shield oraz Sword, a Bandai Namco tajemnicze i soulsopodobne Code Vein.

    Serii czy tytułów pojedynczych gier, które można zakwalifikować jako jRPG jest cała masa i nie starczyłoby dnia, by spisać je wszystkie. Jednak ważnym tematem, który należy poruszyć pisząc o historii gatunku, jest jego dostępność w Europie i cena produkcji. Większość studiów opracowuje gry i prowadzi dystrybucję od razu na cały świat, lecz znajdą się tacy, którzy w pierwszej kolejności wydają gry w Japonii z dostępnym tylko językiem japońskim.


    Jest to dość spora bolączka, bowiem wiem po sobie, że jest kilka tytułów, które chciałbym ograć, a nie mogę. Nawet jeśli język nie jest komuś obcy, musi zamówić produkt i czekać trochę czasu aż nadleci z USA lub Japonii. Do tego dochodzą niebotyczne ceny, nieraz znacznie wyższe niż standardowe. Dodatkowo, nie spadają one tak szybko jak w przypadku amerykańskich czy europejskich wydawców. Cena jest mniej więcej stała i trzeba wydać te 250 zł lub szukać okazji. The Legend of Heroes: Trials of Cold Steel III, Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age, Tokyo Xanadu Ex+, Yakuza 6: The Song of Life, to tylko kilka propozycji dla fanów gatunku, które zostały wydane w Kraju Kwitnącej Wiśni znacznie wcześniej niż gdziekolwiek indziej.

    Japonia poniekąd zamyka się na resztę świata, izolując to co ma najlepsze, jeśli chodzi o gry. Niestety nie widać, by coś w tym kierunku zmieniło się. Trzeba zacisnąć zęby i cierpliwie czekać na europejską premierę. Ostatnie lata napawają optymizmem, a historia uczy nas, że najlepsze jeszcze przed nami. Tak jak ponad trzydzieści lat temu ukazała się pierwsza Zelda czy Final Fantasy, tak teraz znowu coś może zostać uznane za majstersztyk.

    Na zakończenie zestawienie najciekawszych propozycji z gatunku jRPG, które każdy fan japońszczyzny powinien ograć. Pogrubione to tytuły „must have”.

    • Seria Dark Souls (2011, 2014, 2016)
    • Bloodborne (2015)
    • Final Fantasy XII: Zodiac Age (2017)
    • Final Fantasy XV (2016)
    • Final Fantasy VI (1994)
    • NieR: Automata (2017)
    • Dragon Quest V: Hand of the Heavenly Bride (2004)
    • Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King (2005)
    • Seria Dragon Quest Heroes (2015, 2016)
    • Dragon Quest Builders (2016)
    • Persona 5 (2017)
    • NioH (2017)
    • The Legend of Zelda: Breath of the Wild (2017)
    • The Legend of Zelda: A Link Between Worlds (2013)
    • Xenoblade Chronicles 2 (2017)
    • I Am Setsuna (2017)
    • Ni no Kuni 2: The Revenant Kingom (2018)
    • Monster Hunter: World (2018)
    • Chrono Trigger (1995)
    • Earthbound (1994)
    • Shin Megami Tensei: Persona 3 (2006)
    • Secret of Mana (1993, remake 2018)
    • Pokémon Red/Blue (1999)
    • Pokémon Gold/Silver (2001)
    • Pokémon Emerald (2005)
    • Pokémon Platinum (2008)
    • Pokémon X/Y (2013)
    • Etrian Odyssey (2007)
    • Yakuza 0 (2015)
    • Ys VIII: Lacrimosa of Dana (2017)
    • Fire Emblem: Awakening (2012)
    • Fire Emblem Warriors (2017)
    • Super Mario RPG: Legend of the Seven Stars (1996)
    • New Super Mario Bros. (2006)
    • Super Mario Galaxy (2007)
    • Super Mario Odyssey (2017)
    • The Legend of Heroes: Trials of Cold Steel II (2014)
    • Tales of Berseria (2016)
    • Tales of Zestiria (2015)
    • Tales of Symphonia (2014)
    • Kingdom Hearts HD 1.5 + 2.5 ReMIX (2017)
    • Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue (2017)
    • Star Ocean: Integrity and Faithlessness (2016)
    • Disgaea 5: Alliance of Vengeance (2015)

    6
  • Ukończyłem właśnie gierkę. Wbicie platyny jest prawie niemożliwe jak ktoś nie wbił dwóch innych trofek tak do 9-10 rozdziału. Ja sobie odpuszczę... pozbieram tylko znajdźki xd


    A sama gra to mocne 7/10. Niestety AI jest głupie jak blondynka na dachu, to już te szczury sprawiają więcej problemów niż wrogowie uzbrojeni po zęby. PS4Pro grzeje się i wyje bardziej niż przy GoW czy RDR2 i zaprawdę nie wiem dlaczego. Może port do tyłka. Ostatnia wada - wszystko jest oskryptowane do bólu :/


    Do zalet na pewno zaliczę oprawę audiowizualną, fabułę i ten melodyczny, francuski dubbing, który momentami jest po prostu genialny. Recenzja w drodze ;)


    Grą roku nie będzie, ale najlepszy indyk, muzyka i postać jest do zdobycia :) 

    0
  • Nie mam jednej ulubionej gry i bardzo trudno ją wybrać spośród setek, które ograłem. Wybieram zatem jedną z nich.


    NieR: Automata


    Od momentu jak wkroczyłem na ścieżkę japońskich gier, wśród których znalazłem swój nowy dom, Automata jest jedną z gier, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Muzyka i storytelling wystarczyły, by ten tytuł znalazł się w piątce moich ulubionych gier. Trudno mi opisać emocje, które we mnie buzowały, gdy po raz pierwszy wcieliłem się w postaci 2B, 9S i A2. Na początku zainteresowanie, później fascynacja zmieszana z zachwytem, a na koniec współczucie i złość. Akihiko Yoshida (znany głównie z serii Final Fantasy) stworzył fenomenalnych protagonistów, Yoko Taro (Drakengard, Nier) intrygującą i wręcz świetną fabułę, a Keiichi Okabe (Tekken) skomponował muzykę. Wyszło arcydzieło na skalę światową, które niestety nie zostało zauważone tak bardzo jak powinno. Gra sprzedała się w ponad 4 mln kopii.


    For the glory of mankind!

    4
  • Nie spoileruję, przypuszczam, sam nie wiem :D

    0
  • Zostały mi dwa ostatnie rozdziały i mam wrażenie, że ktoś ważny umrze ratując Hugo :( od samego początku wydaje mi się, że tu nie będzie happy endu...

    0
  • Witam, cześć, czołem.


    Zainspirowany rozmową, która wynikła między mną, a @YROSHIKU w innym wątku postanowiłem założyć osobny temat na pogaduszki na tematy tzw. japońców, nie tylko jRPG, a również visual novelek. I oto moje pierwsze pytanie, które może sprowokuje jakąś dyskusję. Ostatnio czaję się na Steins;Gate Elite, ale ku mojemu zdziwieniu kosztuje ponad 220 zł na PS4. Nie grałem w pierwowzór, ale anime obejrzałem. Pytanie czy warto to brać? Nie chcę się przejechać, że to będzie kropka w kropkę to samo co w anime....


    @YROSHIKU jak tylko przejdę Zanki (naprawdę nie wiem kiedy, ale może do lipca dam radę) to chętnie się wymienię za Steins;Gate 0 + coś :* Będę też miał Kotodama 7, Super Neptunię i Our World is Ended, gdybyś był zainteresowany, bo takich tytułów nie warto odsprzedawać do komisów i innych, gdzie nie docenią wartości owych gier.


    A w lipcu DQ Builders 2, o matulu, lato z Japonią <3

    Zachęcam też do dzielenia się opinią w co ciekawego graliście i co byście polecili (i skąd wzięliście gry, bo czasami Polska to kraj 3. świata pod względem dostępności japońskich gier).


    A i nawiasem mówiąc dla zainteresowanych, niedługo wrzucę artykuł o historii jRPG :)

    2
  • Albo kodu nie ma, bo poprzedni właściciel go wykorzystał...

    1
  • @YROSHIKU ja się trochę boję o cenę P5 Royal. Japończycy wyskoczyli z 9k jenów za podstawową edycję. To jest 70 euro... :( znając nasz super kraj może być jeszcze drożej. 


    A co do Granblue to długo nic nie było, a to jeden z moich must-have. Nie zdziwię się jak produkcja na Ps4 została wstrzymana i gra wyjdzie ps5-only.


    Code Vein wygląda koszmarnie, ale może nadrobi gameplay'em.

    0
  • Sony nie ma na E3 w tym roku. Już bardziej na PSX zapowiedzą lub po prostu pojawi się pewnego dnia info "wydajemy edycję goty z dodatkami".

    1
  • Zapewne pamiętacie myśl przewodnią w poprzedniej części, którą były... gry. Wszędzie gry, nie zdążysz pierdnąć, a tu wyskakuje reklama gierki, z którą adblock sobie nie poradził. Zawsze coś. Nie ma spokoju na tym świecie. Jednak tym razem skupimy się na konkretnych tytułach, przedstawię je w krzywym zwierciadle i pośmiejemy się z niektórych. Zajmiemy się niektórymi "chlubnymi" produkcjami i nie pominiemy płatnych lub darmowych DLC, które dodają aż nic. Gotowi? Nie? To usiądźcie wygodnie i czytajcie dalej.​



    - Hej. - rzekł Francuz do drugiego Francuza.
    - Co? - zapytał drugi.
    - Weźmy mapę z FC4, zmieńmy ukształtowanie terenu, cofnijmy się w czasie i mamy nową grę!
    - To genialne! Jak na to wpadłeś?!

    W ten oto sposób powstał Far Cry Primal. Trik z mapą był tak bardzo świadomą zagrywką, że panowie z Ubisoftu już dawno powinni pozabijać się. Jak nie ze wstydu to z braku pomysłów. Już pal licho, że gra sama w sobie jest typowym średniakiem, który zalicza się do tytułów z kategorii przejdź i zapomnij. Sam nie dałem rady jej ukończyć, gdyż po prostu znudziło mi się w kółko powtarzanie tego samego. Ganianie z dzidą w celu upolowania mamuta jest spoko, ale na dłuższą metę jest nużące. Ale przecież mamy elementy RPG - powiecie. I co z tego skoro są upośledzone i do niczego nie prowadzą. Są typową zapchajdziurą, by gracz miał co robić między powtarzalnymi zadaniami, ba, musi rozwijać zdolności, by móc przystąpić do niektórych z nich. To zrozumiałe. Panowie z Ubisoftu kolejny raz udowodnili, że w zasadzie nie mają żadnych innowacyjnych pomysłów, którymi mogliby nas zaskoczyć. Primal sam w sobie zły nie jest, ale tak jak napisałem nudzi się po paru godzinach.​


    Niedawno otrzymaliśmy kolejny śliczny reskin od Ubisoftu, który zowie się New Dawn. Fakt faktem jest on śliczny i zajedwabiście się w nim strzela, ale jest krótki i widać gołym okiem, że nie twórcy nie za bardzo się postarali. Niby dostaliśmy nową fabułę, dwie antagonistki i uzupełnienie historii z Far Cry 5, ale... no właśnie. Czegoś tu brakuje. Mapa została zutylizowana z tej znanej z poprzedniej odsłony. Różni się jedynie assetami i nasyceniem barw. Głównym kolorem przewodnim jest róż, który bije po oczach, aczkolwiek da się do niego przyzwyczaić. Gierka jest całkiem przyjemna i kosztuje trochę mniej niż tytuły AAA, ale Ubisoft ponownie poszedł po najmniejszej linii oporu...



    Fallout 4 sam w sobie zły nie jest. Dla mnie to była dobra odskocznia od świata rzeczywistego, gdzie mogłem w spokoju budować osady i skupić się na tworzeniu utopii. Jednak Bethesda obiecała dodatki. Jednym z nich jest właśnie Automatron, który wprowadza nową linię fabularną. Taki przynajmniej był zamiar, gdyż każdy wie jak wyszło. Za cenę prawie 40 zł dostaliśmy kilka elementów wyposażenia i 5 misji lub coś koło tego, nie pamiętam. Fabularnych, żeby nie było. Posiadacze paska sezonowego proszeni są o pocięcie się. Co z tego, że nadal w tej grze nie ma co robić, a wypuścili już kilka innych dodatków. Poważnie, mam na liczniku ponad 220 godzin, a nie mam już po co włączać Fallouta.​


    Wiecie co? Pewnie wiecie. To idealny moment, by powiedzieć co nieco o najnowszej odsłonie Fallouta o podtytule 76. Z początku byłem bardzo napalony na tę produkcję choć wiedziałem, że będzie to MMO. Po kilku godzinach spędzonych w becie byłem niemal pewny, że będzie to epicki syf, ale dałem twórcom kilka tygodni na ogarnięcie się. Po tym czasie zakupiłem w bardzo promocyjnej cenie Edycję Trzechsetlecia. Ku mojemu oburzeniu gra nadal była beznadziejnie głupia. Fabuła jako tako tam nie istnieje i jest przesyłana do naszych mózgów głównie za pomocą ekranów konsol (takich co hakowaliśmy w poprzednich odsłonach). Nawet nie mam słów do opisania jak to idiotycznie wyszło.


    Jestem fanem Fallouta od zawsze i jest mi po prostu przykro w jaki sposób ta seria została zamordowana. Ulepszanie postaci kartami, które losowo są generowane? To już była kropka nad i, która przelała czarę goryczy. Po kilku godzinach gry doszedłem do wniosku, że nie ma dla niej ratunku i usunąłem ją z dysku mojej konsoli. Miałem po prostu dość i żadne DLC, które dodałoby pierdyliard darmowych rzeczy nie zmieni tego. Moje serduszko krwawi, a ja się po prostu boję, co Todd Howard zmaluje w piątej części Fallouta. Przecież bardziej zepsuć się tego już nie da. Chociaż chwila... da się... :(



    Microsoft jest słynny ze swoich obietnic. Problem polega na tym, że mógłby razem z Ubisoftem walczyć o tytuł najgorszego wydawcy i producenta świata. Jednak odstawmy żarty i Forzę na bok. Zrobiło się dość poważnie. Nie trudno nie zauważyć, że Quantum Break miało być ekskluzywnym tytułem dla konsol Xbox One. Ale mądre głowy pomyślały "wydajmy grę na PC, ale tylko na Windowsa 10". Dlaczego użytkownicy dystrybucji 7, 8 lub 8.1 mieli nie dostać gry? Bo nie. Bo W10 to jedyny słuszny Windows. Hitler też miał różne pomysły, a wiadomo jak skończył (xD). Oczywiście nie życzę tego samego Microsoftowi, ale ich polityki związana z wydawnictwem i usługami Game Pass nigdy nie zrozumiem.


    Quantum Break jest dostępne tylko na XONE oraz w sklepiku Microsoft na pecetach. Na początku kosztował horrendalne pieniądze. Dopiero jak ogarnęli, że gra jest po prostu słaba, cena poszła w dół. Może tytuł posiada graficzne wodotryski i opowiada ciekawą historię, ale owa historia starcza na 10 godzin. Do tego optymalizacja na komputerach stacjonarnych była... nie chcę przeklinać. Okropna. Procesory z rodziny i7 i karty graficzne serii GTX 970 nie dawały rady. Ale to nic. Dla Microsoftu liczy się odcinanie kuponów podobnie jak dla Electronic Arts. Przypominam też, że wielki powrót serii Crackdown zaliczył niespodziewaną klapę. Szok i niedowierzanie! Ciekawe dlaczego...



    Graliście? Ja nie i nie mam zamiaru psuć sobie dnia. Sam pomysł z Anthem był jeszcze okej i można go było jakoś logicznie uzasadnić, ale produkt finalny okazał się tak beznadziejnym (nie boję się tak tego nazwać) ścierwem, że szkoda mi po prostu ludzi, którzy to kupili i liczyli na dobrą grę. Średnia ze wszystkich platform na Metacritic, na którą Anthem zostało wydane to 58/100. Nie neguję faktu, że komuś może się ta produkcja podobać i nigdy nie będę komuś wmawiać, że ma w coś nie grać, jeśli sam w to nie grałem. Jedynie ostrzegam, że Anthem, przy którym BioWare spędziło OSIEM LAT (OSIEM LAT!) nie jest tym, czym byście chcieli, by było. Epicka burza nie wystarczy, żeby ta produkcja dobrze się sprzedała.


    Na deser dochodzi słynne już Apex Legends, które miało walczyć z Fortnite. Coś poszło nie tak skoro zyski z mikropłatności spadły aż o 75%. Ale skoro ktoś nie ma pomysłu na rozwój gry i wydaje aktualizacje raz na ruski rok to nic dziwnego, że o Apex już nikt nie pisze, a zainteresowanie spada. Mistrzowie marketingu, tfu, janusze marketingu. Mnie nigdy nie ciągnęło do gier typowo online, ale jak już ktoś musi lub chce, weźcie przykład z wyżej przytoczonego przeze mnie Fortnite albo drugiej odsłony The Division, które jest po prostu świetne i wciąga na długie godziny. Niedawno wyszła solidna aktualizacja, która dodała rajdy i nowy event związany z darmowymi ubraniami. Tak się zatrzymuje graczy.



    Może zostanę zjedzony przez fanów noweych Hitmanów, ale mi osobiście ten tytuł nie podobał się już podczas prezentacji E3 2015. Gra miała być wydawana w epizodach, podobnie jak gry spod szyldu Telltale. Już sam taki zamiar dla mnie jest jedynie skokiem na kasę i jestem przeciwny takiemu sposobowi wydawania produkcji. Jak się okazało epizody nie zgarnęły nie wiadomo jak wysokich not. Czyli co? Albo gra jest średnia i nie wymagamy od niej, by była lepsza albo prezentowany w niej poziom jest w porządku i nikomu to nie przeszkadza. Ja tam wolę stare Hitmany, które miały swój ponadprzeciętny urok. Wyglądają jak wyglądają, ale przynajmniej płacę za pełnoprawny produkt.​ Myślałem, że Hitman 2 jakoś wyróżni się na tle poprzedniczki, ale to nadal było to samo. Graficznie jest super, możliwości wiele, ale fabuły można szukać z lupą. Przynajmniej dawali nową zawartość, ale to nie zatrzymało mnie przy grze na dłużej.


    To nie koniec nadmuchanych produkcji, które miały okazać się superowymi przebojami. Weźmy chociażby za przykład No Man's Sky, które na premierę było niedorobione i brakowało w nim masy zawartości. Na szczęście Hello Games poszło po rozum do głowy i na ten moment gra jest całkiem przyjemna, oferuje całkiem sporo i nadal jest rozwijana. Brawo, ale czy nie można było tak od razu zamiast kłamać i wmawiać nieprawdę?


    Cały wysyp nowych Battlefrontów i Call of Duty przyprawia mnie o zawrót głowy i cały czas czekam na solidną opowieść dla jednego gracza. Żadne tryby zombie i rozwałka online mnie nie interesuje. Wspominam całkiem niezłe Ghosts, Modern Warfare, czy chociażby BF'a 4, który był całkiem w porządku. Nie miałem przyjemności zagrać w najnowszą odsłonę Battlefronta, ale w sumie czemu nie. Jeśli jest tam zalążek tego "czegoś" to chętnie bym ograł. Najbardziej mi zaś szkoda tego co się stało z Mafią 3. Czesi zgwałcili dobre imię serii. Sama w sobie gra jest dobra, ale to już nie to samo co poprzednie odsłony. Szkoda, że gaming idzie w stronę odcinania kuponów zamiast dostarczenia solidnych wrażeń...



    Jakie wnioski można wyciągnąć z ostatnich wpadek wielkich studiów? Że nie liczy się nasze zdanie, a to, ile pieniędzy na nas zarobią. Jest to smutne i niejeden gracz na pewno przejechał się na jakiejś grze. Nawet nie da się walczyć z tym, bowiem zawsze znajdzie się ktoś kto kupi niedorobiony produkt. Całe szczęście oprócz przekłamanych gigantów pokroju Electronic Arts, Microsoftu, czy nawet Bethesdy, mamy Santa Monicę, Naughty Dog, From Software, Capcom i wiele innych (nie tylko japońskich) twórców, dla których ważniejsi są gracze i ich zdanie, a nie hajs. Miejmy nadzieję, że z czasem w odległej przyszłości Electronic Arts wyspowiada się ze swoich grzechów i zamiast idiotycznych produkcji pozbawionych duszy, zacznie produkować gry, które będą mogły stanąć w szranki z perełkami jak nowy God of War, Red Dead Redemption 2, czy najnowszy tytuł małego studia Asobo - A Plague Tale: Innocence.


    Requiescat in pace...



    Za zabicie Westwood Studios i Bullfrog ode mnie wieczny karny kutas dla EA.

    4
  • Jak znacie choć troszkę francuski język to odpalcie dubbing w tym języku. Bije na głowę angielski i dodaje autentyzmu. 

    0
  • Pomysł całkiem spoko, przekażę programistom.

    0
  • Poziom łatwy: co tu dużo pisać, banalny :P

    Poziom normalny: odpowiedni na start, ale po  wykupieniu większości ulepszeń postaci i broni jest za łatwy.

    Poziom trudny: spełni wymagania większości graczy, zalecam korzystania ze zdolności.

    Poziom koszmarny: nie grałem, ale ludzie w internetach zalecają go odpalić dopiero po wykupieniu wszystkich ulepszeń lub gdy po prostu czujesz się na siłach.


    Ja zacząłem na normalnym, ale jak ściągnąłem bossa dwoma rakietami to ustawiłem sobie trudny i jest ok. Trudność można zmieniać w każdej chwili w opcjach i nie ma wpływu na trofea, gdyż nie ma w grze trofeów związanych z poziomem trudności.

    4
  • W grze nie ma mikrotransakcji, które w jakikolwiek sposób zmienialyby rozgrywkę. To tylko skiny na broń, na którą i tak nie masz czasu patrzeć, bo musisz strzelać cały czas :p

    0
  • Nie żebym bronił CDP, ale ich 16 darmowych DLC do Wieśka 3 zostało wyciętych najpierw z gry, by potem... dać je za darmo jako DLC :P

    0
Do góry