Smocze Opowieści na Switchu - Recenzje gier
Recenzje gier

17 marca 2020

konewko konewko

Smocze Opowieści na Switchu

Smocze Opowieści na Switchu - Recenzje gier

Dragon Quest to jedna z klasycznych serii gier jRPG, której ojcem jest Yuji Horii. Każdy fan japońskich produkcji ma obowiązek przynajmniej znać tytuł tego ponad trzydziestoletniego cyklu, który był początkiem narodzin wspaniałych historii ratowania świata z rąk krwiożerczych smoków, panów ciemności, czy władców potworów. Nie zabrakło również masy spin-offów, w których łapaliśmy stworki lub budowaliśmy całe miasta. Za muzykę na przestrzeni tylu lat odpowiada Koichi Sugiyama – twórca legendarnego wręcz kawałka otwierającego niemal każdą z ponad dwudziestu gier z serii.

Dzisiaj chciałbym wam przybliżyć trzy pierwsze odsłony cyklu, które zostały zremasterowane na Nintendo Switch i nazywają się odpowiednio Dragon Quest (1986), Dragon Quest II: Luminaries of the Legendary Line (1987) oraz Dragon Quest III: The Seeds of Salvation (1988). Niech was nie odrzucają lata, w których to pierwotnie te gry zostały wydane. Ja swojego czasu byłem bardzo negatywnie do nich nastawiony. Przecież te produkcje są starsze ode mnie (ledwo, ale są)! W jaki sposób 33-letnia gra może być dobra?! Odpowiedź na to pytanie mogę zawrzeć w jednym prostym zdaniu: nie oceniajcie zanim nie zagracie. Nawet nie wiecie ile wspomnień wróciło do mnie, gdy po raz pierwszy, a było to dwa miesiące temu, odpaliłem pierwszą odsłonę Dragon Quest. 8-bitowa grafika, wszystko kanciaste, mechanika ograniczająca się do bicia potworów i dostania się z punktu A do punktu B. Z jednej strony nic ciekawego, z drugiej zaś z jakiegoś powodu twórcy cały czas wzorują się na oldschoolowych produkcjach i odnoszą nawet sukcesy.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Bezimienny rycerz przybywa do zamku Tantegel i dowiaduje się, że księżniczka Gwaelin została uprowadzona przez smoka. By uporać się z nim musi odnaleźć najpierw kilka artefaktów, które rozsiane są po świecie. Dopiero, gdy je odnajdzie może stawić czoło zagrożeniu. Brzmi znajomo? Pod względem fabularnym Dragon Quest można uznać za protoplastę gier, w których złe moce chcą opanować świat lub porwały kogoś, a naszym zadaniem jest powstrzymanie ich machając mieczem. By było trudniej, produkcja, jak i wszystkie kolejne, nie daje nam jasno do zrozumienia, w które miejsce mamy się udać. Na mapie widać jedynie ukształtowanie terenu, miasta, zamki i inne ważne punkty warte odwiedzenia.

Nie przepadam szczerze mówiąc za grami, w których nie wiadomo co i jak trzeba robić i w jakiej kolejności, ale przyznam, że taka odmiana dobrze mi zrobiła. Samemu trzeba pogłówkować dokąd pójść, z kim pogadać i co zrobić, by fabuła poszła do przodu. Najważniejsze jest rozmawiać dosłownie z każdym w każdym mieście, zamku, czy innej lokalizacji. W innym przypadku można po prostu zgubić się przez co ochota na dalsze zwiedzanie szybko pryska. Niemniej jednak gra ma w sobie urok, który sprawia, że trudno oderwać się od niej. Turowa walka, która jest esencją rozgrywki daje wiele satysfakcji, ale niekiedy też daje w kość.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Pod względem mechaniki Dragon Quest wypada bardzo słabo w porównaniu z dzisiejszymi produkcjami. Mamy tu zaledwie system progresji postaci i spotkania z losowo generowanymi potworami, których poziom jest uzależniony od miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. Postać walcząc z nimi zdobywa doświadczenie, które przekłada się na zdobywanie coraz to wyższych leveli. Im wyższy, tym jesteśmy silniejsi, mamy więcej życia, many i tak dalej. Poznajemy również nowe zaklęcia, które stanowią trzon rozgrywki. Dzięki nim możemy cisnąć kulą ognia, uleczyć się, teleportować się do miasta, czy uciec z jaskini. W walce z potworami używamy różnorakich przedmiotów, począwszy od broni i pancerza, a kończąc na pierścieniach i itemkach jednorazowego użytku (np. regenerujących zdrowie).

Dragon Quest mimo swej prostoty wydaje się dość skomplikowany i niedzielny gracz może mieć problem z ogarnięciem co i jak, dlatego naprawdę warto, jak już wspomniałem wcześniej, rozmawiać z wszystkimi napotkanymi NPC. Gra nie posiada menu z celami misji, warto sobie je gdzieś notować w przypadku, gdy zapomnimy dokąd mamy pójść. Nie ma również funkcji auto-zapisu, stan możemy zapisać jedynie u króla w jednym z zamków. Przy okazji powie nam ile punktów doświadczenia potrzebujemy do następnego poziomu. Jedyną poważną wadą jest ciągły grinding. Bez tego się nie obejdzie. Wkraczając na nowe tereny potwory stają się coraz silniejsze przez co należy cały czas dbać, by nasza postać w miarę szybko zdobywała coraz więcej leveli.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Jeśli chodzi o część pierwszą DQ to chyba byłoby wszystko. Gra jest dość krótka, wliczając spory grinding przejdziemy ją w niecałe 10 godzin, co nie stanowi dużego wyzwania. Sequel z 1987 roku zatytułowany Luminaries of the Legendary Line trwa prawie dwa razy dłużej, a przy okazji wprowadza szereg nowości. Po pierwsze, bohater, w którego przyjdzie nam się wcielić nie przemierza świata sam. Po raz pierwszy poruszamy się i walczymy drużyną złożoną z trzech osób, w skład której wchodzi nasz wojownik, książę oraz księżniczka. Każda z postaci ma unikalne zdolności. Bohater słynie z walki wręcz, książę spełnia rolę uzdrowiciela, ale również walczy, a księżniczka korzysta z czarów ofensywnych. Cała trójka ma swoje mocne i słabe strony, dlatego należy korzystać z odpowiedniego uzbrojenia. Natomiast pod względem fabularnym nie zmieniło się za wiele. Złowrogi czarnoksiężnik Hargon zaatakował zamek Moonbroke i ma w planach przywołanie demona, który zniszczy świat. No cóż, zostaje nam zakasać rękawy i poprowadzić drużynę do owego Hargona i pokrzyżować mu te niecne plany.

Dragon Quest Trylogia

Walka w Dragon Quest II jest bardziej dynamiczna, o ile można tak powiedzieć. Dzięki trójce bohaterów trwają one dłużej, ale możemy każdemu z nich wydawać polecenia, co mają robić: bić wroga, skorzystać z przedmiotu, rzucić czarem. Graficznie nadal mamy do czynienia z identyczną oprawą co w prequelu, ale świat gry jest znacznie większy i możemy powrócić do znanych nam wcześniej lokacji. Nowością jest możliwość podróżowania statkiem, który znacznie przyspiesza eksplorację terenu. Nie jest on co prawda dostępny na początku (nie ma tak łatwo!), ale bez niego przejście gry jest praktycznie niemożliwe. Mimo że DQII jest produkcją z liniową fabułą to fakt korzystania ze statku nieco rozluźnia narzucone przez twórców więzy. Możemy popłynąć wszędzie, gdzie chcemy.

Dragon Quest Trylogia

Póki nie zginiemy. Jeśli przyjąć, że DQI miało dużo grindu to sequel jest sztandarowym przykładem w jaki sposób można zrobić grę jeszcze trudniejszą. Nie obejdzie się bez tego, a w szczególności pod koniec. Czytałem sporo komentarzy, że walka finałowa jest w dużej mierze oparta na szczęściu. Albo się uda albo nie. Jest to prawda. Pierwsze kilka podejść niestety zakończyłem z niepowodzeniem głównie przez chybione czary i obrażenia krytyczne od bossa. Zatem spędziłem kolejne kilka godzin na grindzie poziomów. Dzięki temu nie tylko podniosłem statystyki całej drużyny, ale też było mnie stać na nowe uzbrojenie. Wróciłem do Hargona i było trochę łatwiej, więc levelowanie nie poszło na marne. Udało się! A satysfakcja była gigantyczna.

Dragon Quest Trylogia

Jeśli mówimy jeszcze o nowościach warto zaznaczyć o bardziej rozbudowanym systemie składowania przedmiotów (każda postać może nieść maksymalnie 8 z nich), większej ilości zaklęć, których możemy używać (dotyczy również broni i opancerzenia), większej ilości kluczy otwierających różnorakie drzwi i możliwości wzięcia udziału w loterii, w której można wygrać legendarne przedmioty. W porównaniu z pierwszą odsłoną ta była znacznie lepsza i przyjemniej się grało, lecz nie znaczy to, że prequel jest zły. To nadal jest świetna gra! Natomiast prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść. Dragon Quest III: The Seeds of Salvation z 1988 przyniosło ze sobą masę nowoczesnych jak na tamte czasy rozwiązań, a niektóre z nich do tej pory są udoskonalane i praktykowane. Trzeba przyznać, że nawet ja rozdziawiłem paszczę, gdy po uruchomieniu gry... miałem stworzyć postać. Od zera. Nie spodziewałem się tego. Wybrałem płeć dla mojego bohatera, nadałem mu imię, a następnie odpowiadałem na szereg pytań, które ukształtowały mój charakter. Następnie scenka, podczas której każda decyzja warunkowała kim jestem. W ten sposób powstałem z ponad czterdziestu dostępnych w produkcji osobowości. Każda z nich oferuje plusy i minusy. Przykładowo osobowość głupka daje bonus do zwinności kosztem ilości życia, a osobowość maczo daje bonus do siły odejmując szczęście. Już to sprawia, że mamy do czynienia z czymś o wiele większym niż poprzednie odsłony.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Gdyby tego było mało, gra pozwala nam dobrać drużynę, składającą się razem z naszym bohaterem z maksymalnie 4 osób, wedle własnego uznania. Narzuca nam jedynie pierwotny jej skład, ale możemy bardzo szybko to zmienić, kiedy tylko chcemy. Jedynym ograniczeniem jest fakt, że po stworzeniu nowego towarzysza zaczyna on (lub ona) od 1 poziomu, co jest całkiem logiczne. Możemy wybrać ich płeć i klasę. Można spędzić całkiem sporo czasu na budowaniu wymarzonej drużyny, ja jednak zostałem przy tej, która została mi narzucona, czyli mój bohater + wojownik + kleryk + mag (którego można ulepszyć do mędrca kosztem wyzerowania poziomu). Mój bohater miał dostęp zarówno do lekkich czarów ofensywnych jak i broni białej. Kleryk służył głównie do uzdrawiania i buffowania, ale kiedy trzeba to potrafił przywalić. Wojownik z masą życia mocno bił przeciwników, a mag miał dostęp do szerokiej gamy zaklęć. Całkiem nieźle! Co ciekawe, wygląd postaci (sprite'ów) ulega zmianie korzystając z niektórych przedmiotów czy strojów.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Wróćmy jeszcze na chwilę do osobowości. Każda z postaci ma którąś z nich ustawioną jako bazową, ale w świecie gry porozrzucane się przedmioty, które ją mogą zmienić. Głównie są to książki i przedmioty użytkowe jak pierścienie. Jeśli więc komuś znudziło się być głupkiem lub kierować jego poczynaniami, nie ma problemu, kilka sekund i po sprawie. Jeśli mowa o świecie, jest on dość pokaźnych rozmiarów, nie wiem czy nie jest nawet jeszcze większy jak w DQII. Wraca statek i możliwość jeszcze swobodnej podróży, ale produkcja nadal jest uparta i nie pokazuje nam obecnych celów do realizacji. Sami musimy dojść do tego, co trzeba w danym momencie zrobić, a więc rozmowy z NPC są podstawą ogarnięcia sytuacji. W trójce zamiast loterii mamy możliwość obstawiania walk potworów i można na tym sporo zarobić (lub stracić). Pojawiły się również słynne medale, które spełniają funkcję znajdziek. Potem możemy wymieniać je na nagrody. Po raz pierwszy w serii pojawiła się opcja szybkiego zapisu gry i pory dnia.

Fabuła w Dragon Quest III: The Seeds of Salvation nie odbiega za bardzo od pozostałych dwóch gier. Tym razem akcja dzieje się wiele lat przed wątkiem przedstawionym w DQI. Straszny potwór imieniem Baramos straszy ludzi, że zniszczy ich świat. Nasz bohater w wieku 16 lat rusza w podróż ku odnalezieniu stwora i zgładzenia go. Sam nie może tego zrobić, więc zbiera drużynę i wspólnymi siłami idą śladem Baramosa. Jednak zanim go odnajdziemy czeka nas długa droga pełna grindu. Nie jest on na szczęście tak odczuwalny jak w przypadku DQII.

Dragon Quest Trylogia Dragon Quest Trylogia

Za powstanie trylogii Dragon Quest odpowiada japońskie studio Chunsoft, obecnie znane za gry z serii Danganronpa i Pokemon Mystery Dungeon, a wydawcą Enix, znane po fuzji jako Square Enix. Trudno mi wymienić jakieś naprawdę rażące w oczy wady wszystkich tych trzech produkcji. Muzyka może i jest monotonna, gdyż cały czas leci praktycznie to samo, ale można się do niej przyzwyczaić. Wymuszony grind nie powinien stanowić problemu dla zatwardziałych graczy, ale może odrzucić nieprzyzwyczajonych żółtodziobów. Cała reszta stoi na przyzwoitym poziomie. Mogę wydać zatem werdykt, że są to tytuły obowiązkowe dla fanów japońskich gier fabularnych. Ja bawiłem się świetnie i jest to najlepiej wydana stówa w ostatnim czasie (DQI: 21 PLN, DQII: 27 PLN, DQIII: 52 PLN). Jeśli lubicie wymagające klasyki jRPG, sięgnijcie po nie w eShopie Nintendo i zagrajcie na Switchu. Warto!

Dragon Quest Trylogia

Dragon Quest 1-3

Recenzowane kopie gier były ogrywane na Nintendo Switch w języku angielskim.

Ocena 8.5/10

85% Complete
Zalety:

proste, wciągające historie

system rozwoju postaci

im dalej, tym lepiej

uwertura autorstwa Koichiego Sugiyamy w kilku wersjach jako intro do gier

Wady:

trochę nudna oprawa muzyczna jako całość

wymagany duży grind

Karta recenzowanych gier na WymieńGry.pl znajduje się tutaj.



WymieńGry.pl to społeczność graczy, którzy wymieniają się grami między sobą.
Dołącz do nas i wymieniaj się lub kupuj / sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!

Kategorie

Warto wiedzieć
Jak zapakować i wysłać gry?
24 marca 2019

Pakowanie gier do wysyłki jest bardzo ważnym elementem transakcji. Nieprawidłowo zapakowana gra..

Ostatnio na blogu

Za Imperatora! Warhammer 40k: Boltgun - recenzja gry

20 kwietnia 2024 Recenzje gier

Od momentu premiery w 2023 roku, Warhammer 40k: Boltgun kusił mnie jednym - samym faktem użycia fenomenalnego bitewniaka w tytule. Czy herezja została wypleniona? Przekonajmy się.

Wielkanocny Konkurs na WymieńGry.pl: Wymieniaj się i ustrzel koszulkę!

27 marca 2024 Aktualności

Przygotowaliśmy dla Was coś wyjątkowego.. zachęcamy do wzięcia udziału w naszej zabawie. Gotowi na strzelanie?

Zafascynujesz się przedwojenną Warszawą - recenzja The Thaumaturge 2024

16 marca 2024 Recenzje gier

The Thaumaturge zostało stworzone przez polskie studio Fool’s Theory, które postanowiło przenieść nas na początek XX wieku do Warszawy. Przyznaję, że jest to pomysł dość nietuzinkowy.

Przeszłości nie da się wymazać - recenzja The Medium

11 marca 2024 Recenzje gier

Serwisy klasyfikują The Medium jako horror psychologiczny z widokiem z trzeciej osoby. Jak jest naprawdę?

Do góry