1 grudnia 2024
Saddam Hussein, Scudy, Langley i Panteon. Recenzja Call of Duty Black Ops 6 (XSX)
Recenzja gry Call of Duty Black Ops 6 na XSX.
Powoli odczuwam zmiany, które zaszły po zakupie przez Microsoft Activision Blizzard. Jeszcze większe rozdrobnienie oraz podwyżka cen subskrypcji Xbox Game Pass. Są też plusy.
Seria Call of Duty po raz drugi ląduje w usłudze XGP i po raz pierwszy premierowo. Czy warto było czekać, a przy okazji zakupić specjalnie dla niej abonament? Przekonajmy się.
Desert Storm
Przyznam, że nie odliczałem dni do premiery Black Ops 6. Zniechęcony tym, co otrzymałem w Modern Warfare 3, najzwyczajniej w świecie przyjąłem do wiadomości fakt, że 25 października gra pojawi się na mojej konsoli i prawdopodobnie szybko z niej zniknie. Pierwsze się sprawdziło, drugie już nie, ponieważ mając za sobą przejście kampanii na niskim poziomie trudności (gram, by czerpać radość, a nie się katować. Nie kolekcjonuję osiągnięć/trofeów. Jak kogoś to jara, to niech zostawi to dla siebie), wiem, że zrobię drugie podejście na wyższym poziomie.
Co więcej, czego nie mam w zwyczaju, sięgnę po moduł multiplayer (w tym zombie). Czy jestem miło zaskoczony? Być może, ale nie uprzedzajmy faktów. Skupmy się na plocie, gdyż w małym, ale zawsze jakimś stopniu, porusza współczesny konflikt, który nie jest mi obcy.
Rok 1991, jak śpiewał zespół Scorpions:
Zabierz mnie w magię chwili,
W noc chwały,
Gdzie dzieci przyszłości odpływają we śnie,
Niesione wiatrem zmian.
I rzeczywiście, był to czas wielkich „zmian”. Pucz moskiewski, rozpad ZSRR, wojna secesyjna w Jugosławii, pierwsze całkowicie wolne wybory w Polsce. 17 stycznia wspomnianego roku rozpoczęła się Operacja Pustynna Burza (Operation Desert Storm), której celem było wyzwolenie Kuwejtu zajętego przez Irak. Nie zabrakło tam również głównego bohatera recenzowanej gry, a mowa tu o agencie CIA, Williamie „Case” Calderonie.
Standardowa misja kończy się w jedyny i słuszny sposób - czyli wszystko szlag trafił: nie przechwyciliśmy celu, a na domiar złego na naszej drodze pojawia się tajemnicza paramilitarna organizacja terrorystyczna Panteon oraz pewna drugoplanowa persona, wokół której skupiona była fabuła Black Ops Cold War - Russell Adler. Spokojnie, nie zabrakło Uncle Woodsa, akcji, spisków i zdrady.
Czyżby seria Call of Duty wróciła na właściwy tor? I tak, i nie. Czy jest krótko? Tak, gdyż finalną scenę zobaczyłem już po dwóch wieczorach. Czy jest treściwie? Nierówno pod względem misji? Nie do końca, ale…
Czarne Operacje
Pierwsza misja rozpaliła moją wyobraźnię. Kuwejt, w rękach Colt 723 (w grze nazwany XM4), szybka wymiana ognia, niespodziewany obrót spraw. Wow! Tym bardziej, że poprzedza ją klimatyczny filmik wprowadzający nas w fabularne realia wykreowane przez Treyarch. Najprościej nazwałbym je thrillerem szpiegowskim z domieszką kina lat 80/90. Ale ile osób, tyle określeń i zapewne znajdziecie swoje własne.
Niestety czar pryska już przy następnym zadaniu. Pojawia się to, czego najbardziej się obawiałem. Tempo zwalnia, dosłownie zwalnia, na rzecz pseudo-skradankowej rozgrywki, by ponownie przyspieszyé, podnosząc przepływ krwi w naszym organizmie dzięki wartkiej akcji. Jeśli uważacie, że dalej będzie tylko lepiej, to jesteście w błędzie. Zostajemy rzuceni w jakże nieudolnie wykreowane, w tym przypadku, szpiegowskie realia.
Nie ma tragedii, ale najnowszemu Call of Duty daleko do tego, co zaoferowało Modern Warfare z 2019 roku, które według mnie jest najlepszą odsłoną z tych najnowszych. Kolejnym grzechem, choć zaznaczam, że zdecydowanie lepiej zaimplementowanym niż w MW3, lecz dalej nieidealnym, jest wykorzystanie w kampanii elementów rozgrywki multiplayer.
W Sezonie Myśliwskim bierzemy udział w zadaniu polegającym na zniszczenie wyrzutni rakiet średniego zasięgu SS-1 SCUD, które w rzeczywistości wykonywał ośmioosobowy zespół z Szwadronu B 22. Pułku SAS o kryptonimie wywoławczym Bravo Two Zero. Działamy, jak to w większości wypadków w nowszych odsłonach tej serii, nielegalnie, udając przy tym Delta Force. Wyrzutnie rozmieszczone są w trzech miejscach, do tego dochodzą nam zadania poboczne, takie jak znalezienie zaopatrzenia czy zniszczenia obrony plot. W gruncie rzeczy nic odkrywczego i nadzwyczajnego, a jednak zaangażowałem się, przy okazji „zwiedzając okolicę” i wykonując wszystko na 100%. Poruszamy się charakterystycznym pojazdem, który jest kalką Land Rovera Defendera, bodajże 130.
Ujawnienie, czyli przedsmak trybu zombie. Na układ nerwowy głównego bohatera zaczyna działać gaz bojowy Kołyska, a przejście przez starą placówkę staje się rzeźnią umarlaków. Potwierdza się jedno - od jakiegoś czasu CoD do końca nie umie w kampanię singleplayer. To druga produkcja, która śmieje się prosto w twarz nam, graczom/konsumentom (wstawcie to, co uważacie za słuszne). Twórcy traktują Nas stereotypowych bezmózgich nerdów, bo inaczej tego nie potrafię nazwać.
Czy naprawdę nie są w stanie stworzyć kampanii od A do Z w 100% autorskiej? Powielają ten sam schematem - jest Warzone, to zaimplementujemy co nieco z niego.
Kontynuujmy plejadę „nowości”. Do dyspozycji między misjami oddano nam hub w postaci posiadłości w Bułgarii, którą nazwano Wieżą. Coś Wam to przypomina? Jasne, że tak, ukłony w stronę Cold War. W niej możemy rozmawiać z kompanami i rozwijać postać w trzech kategoriach. Jest to możliwe dzięki dolarom, które znajdujemy w trakcie rozgrywki. Te rozlokowane są luzem bądź w sejfach, które wymagają zaangażowania nas w banalną minigrę w ustawianie odpowiedniej amplitudy fal.
Jak na ten moment możecie wywnioskować jedynie negatywny wydźwięk moich wypowiedzi, co do najnowszego Call of Duty. Czy jest aż tak źle?
Nowe Operacje
Ponarzekałem, ale w rzeczywistości nie ma aż takiej tragedii. Powtórzę się: MW 2019 to nie jest, ale tak w głębi brakowało mi krótkiego i (prawie) liniowego FPS-a, który nie będzie wymagać ode mnie nic więcej niż przysłowiowe „chodź i strzelaj”. Jak na standardy tego cyklu, fabularnie angażuje, a rozgrywka … Właśnie, gameplay. Tutaj dochodzimy do najważniejszej zmiany, którą jest system Omnimovement. To nic innego jak to, co mieliśmy okazję zobaczyć w Tom Clancy’s Rainbow Six Siege. Jednym zdaniem? Swoboda ruchów i próba ich unaturalnienia. Leżąc na brzuchu, możemy obrócić się o 180°, lecz w tym wypadku postać przekręci się na cztery litery i częściowo na plecy. Rzuty na ziemię, wślizgi, obroty wokół własnej osi w trakcie lotu. Jest tego sporo i ogranicza nas tylko wprawa w wykorzystaniu tych movementów.
Praca na broni dalej sprawia dużo satysfakcji, to samo tyczy się mechaniki strzelania. Jest szalenie przyjemnie i uważam, że brakuje go w większości gier. Niestety standardem jest już brak licencji na broń i dostępne na nie akcesoria, a także futurystyczne wymysły twórców. Do tego mam jedno bardzo duże zastrzeżenie, a jest nim brak autentyczności w wyposażeniu i oporządzeniu. Szkoda, że np. armia Husajna nie używa arsenału, który był użytkowany w autentycznym konflikcie. To samo tyczy się nas samych i kompanów. Irakijczyk z minigunem?! Ręce mi opadły.
Śmiem twierdzić, że to jeden z najładniejszych CoDów, a to za sprawą nieznanego mi silnika graficznego. Pogłoski mówią o IW9.0 z Modern Warfare, ale prawda może być zupełnie inna. Należy pamiętać, że jest to technologia, która jest własnością współpracujących ze sobą studiów, czyli Treyarch, Infinity Ward, Raven Software itd. Zaznaczam, że w recenzowaną produkcję grałem na Xbox Series X, a w sieci widziałem filmy porównujące oprawę obecnej generacji z tą poprzednią. Jest różnica i pamiętajcie o tym, że na ósmej gen. będzie to wyglądać zupełnie inaczej.
Wracając, zwróciłem uwagę na jakość tekstur, ilość szczegółów (w szczególności podczas misji fabularnej Hazardziści), modele postaci. Jest świetnie! Jest płynnie i nie uświadczyłem żadnego „chrupnięcia” w trakcie rozgrywki. Podoba mi się fizyka tego, z czego „plujemy” pociskami, a jak wiecie, jestem wielkim entuzjastą broni. Przyznam się, że zdarzało mi się świadomie błądzić po budynkach i oglądać to, co w aspekcie wizualnym wykreowali twórcy.
Pamiętajcie, iż nie ma gry idealnej. Tytuł zaciął mi się dwukrotnie w pierwszej misji. Potrzebny był restart konsoli. Postrzelone telewizory dalej działały, raz ciało przeciwnika zaczęło delikatnie drgać, a raz ragdoll zwariował.
Na osobny akapit zasługuje oprawa audio. Zacznę od Original Soundtracku. 50 utworów, 2 godziny 6 minut słuchanie i zero zbędnych nut. Ująłem to krótko, a tak treściwie. Za OST w większości odpowiada Jack Wall, amerykański kompozytor muzyki do gier wideo. Z imienia i nazwiska możecie go nie kojarzyć, ale z albumów do takich gier jak Jade Empire, Mass Effect 1 i 2 czy Black Ops IIII (wiem, że to niepoprawny zapis!) i Cold War już na pewno tak. Wspomniałem, że w większości odpowiada za skomponowanie opisywanego soundtracku, gdyż przy niektórych utworach możecie spostrzec min.: Pedra Macedo Camacho (Chorus), ROMES (utwór THE DREAM), Jima Lordemana (BC IIII, CW), Briana Tuey (tryb Zombie do World at War i serii Black Ops) i Big Giant Circle.
Istna mieszanka gatunków. Od wyjątkowych brzmień orkiestry po muzykę elektroniczną. Patos, powaga. Z drugiej strony nawiązanie do wspomnianych na samym początku tej recenzji lat ’80/’90. Zagrało tu wszystko, dosłownie i w przenośni. Prelude, Black Ops 6, Capital Station, Iraq, Scud Missle Thread, mógłbym tak wymieniać tytuły z całej tej pięćdziesiątki. Niech najlepszą rekomendacją będzie to, że jeśli znajdę wydanie fizyczne na płytach kompaktowych bądź winylach, to pomimo posiadania pewnej subskrypcji, zakupię je.
Podoba mi się dobór aktorów głosowych i nie przypominam sobie, by któryś nie pasował mi do danej postaci. Jest niezły gunplay, więc nie mogło zabraknąć dźwięków wystrzałów, przeładowywania itd. na podobnym poziomie. To samo tyczy się wybuchów i całej reszty oprawy dźwiękowej.
Moim zdaniem…
Muszę podjąć ciężką decyzję. Z jednej strony kampania dla jednego gracza, oferująca po części nowości, po części oklepane i powielane schematy. Z drugiej multi i tryb zombie, na temat których nie chcę się wypowiadać, gdyż nie spędziłem w nich wystarczającej ilości czasu (w sumie to istnieje taka dla multi?). Jeśli jesteście fanami single’a jak i multi - spróbujcie w XGP.
Możecie wykupić subskrypcję na miesiąc, przy okazji sprawdzić resztę dostępnych gier. Jeśli nie podejdzie, stracicie tyle, co wydaliście na miesięczny kod. Swoją drogą, do rozgrywki multiplayer na konsoli potrzebujecie min. wersji Core, o ile posiadacie fizyczne wydanie gry. Dlatego Game Pass Ultimate na 30 dni byłby dla Was najlepszym wyborem. Moim zdaniem wydanie fizyczne tylko i wyłącznie na PS4/PS5.
Gra z usługi Xbox Game Pass Ultimate, na którą kod otrzymałem od Xbox Polska. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (12h rozgrywki).
Gracz, tata, żołnierz. Legenda głosi, że urodził się z karabinem w rękach, a po szpitalu chodził krokiem defiladowym. Od dzieciaka gra we wszystko na wszystkim. Podobno lepiej go ubrać, niż nakarmić i dać mu gry.
WymieńGry.pl to społeczność graczy, którzy wymieniają się grami między sobą.
Dołącz do nas i wymieniaj się lub kupuj / sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!