The Precinct – recenzja. Retro klimat, pościgi i akcja w stylu policyjnego GTA (PC/Steam Deck)
13 sierpnia 2025
Radiowóz, który skręca w przeszłość – moje policyjne lato z The Precinct (PC/Steam Deck)
Gdy po raz pierwszy wsiadłam do radiowozu w The Precinct, poczułam się jak bohaterka starego filmu akcji. Neonowe światła odbijające się od mokrej jezdni, krótki meldunek przez radio i ulice czekające, aż ktoś zaprowadzi na nich porządek. Gra przenosi nas do fikcyjnego miasta Averno, które balansuje między retro estetyką lat 80. a współczesną otoczką gier typu sandbox. To dziwny miks, trochę GTA, trochę policyjny symulator, ale z duszą i klimatem, którego trudno nie poczuć już po pierwszych minutach.


Miasto, które nigdy nie śpi… i czasem samo się psuje
The Precinct to gra, która na pierwszy rzut oka przypomina spokojniejszą wersję GTA – tylko że w odznace. Na ulicach Averno City można naprawdę się zgubić: są drobne wykroczenia, policyjne pościgi, podejrzane zgłoszenia i niezliczone interwencje. Brzmi jak chaos? Trochę tak jest, ale to właśnie ten luz w strukturze rozgrywki sprawia, że chciało mi się wracać. Można patrolować miasto, rozwiązywać sprawy, odhaczać zadania lub… po prostu pojeździć radiowozem i podziwiać stylizowane na lata 80. widoki.
Sama jazda jest zaskakująco przyjemna – chociaż nie do końca realistyczna, jest w porządku wyważona, z wyczuwalną fizyką pojazdów i delikatnym naciskiem na zręczność. Czasami łapałam się na tym, że zamiast śledzić fabułę, robiłam kółka po mieście, testując różne auta i ścieżki patrolowe. Takie "policyjne sandboxy" rzadko się trafiają, a tu dostajemy coś lekkiego, bez zadęcia, ale z charakterem.
Averno City nie jest ogromne, ale wystarczająco różnorodne, by nie czuć nudy. Choć po kilku godzinach zaczęłam dostrzegać powtarzalność zadań i dość oszczędne budżetowo powtarzające się scenariusze, to jednak struktura dnia i pracy policyjnej miała swój rytm. Czułam się jak część miasta, nawet jeśli to miasto momentami potrafiło zbugować się tuż przed moją maską. Tak, gra miewa swoje techniczne potknięcia, ale w moim przypadku nie były na tyle poważne, by zepsuć ogólne wrażenie.


Pod mundurem – kto stoi za odznaką?
W The Precinct wcielasz się w Nicka Cordella Jr., świeżo upieczonego nowicjusza w Averno City Police Department, który dołącza do służby po śmierci swojego ojca, byłego komendanta. To, co uderza od razu, to atmosfera retro kryminału i celowe ograniczenie narracji, nie ma tu wielkiego scenariusza czy barokowych dialogów. Nick to typowy chłopak z podwórka, ambitny, ale bez przesadnej charyzmy. Jego motywacja to śledztwo w sprawie ojca – jest proste, ale wystarczająco silne, by nadać grze osobisty podtekst.
Akcja rozwija się w rytmie służby: standardowe patrole mieszają się z kluczowymi twistami fabularnymi, które odsłaniają gangsterski świat Averno City. Historia nie jest skomplikowana, ale ma własny rytm, który przyspiesza pod koniec, właśnie wtedy, gdy najbardziej zależało mi na prawdzie. Nick nie błyszczy jako stworzona postać dramatyczna, ale jest wiarygodny jako oficer próbujący odnaleźć się w mieście, którego diabeł mógłby pozazdrościć.
Otaczający go ludzie, partner Kelly, szefowie ACPD czy postacie powiązane z gangami, choć niektórzy pojawiają się tylko na krótko, pomagają budować wrażenie świata, w którym funkcje i rola mają znaczenie. To wszystko działa naprawdę dobrze, jeśli oczywiście jako gracz, nie szukasz chemii i dramaturgii, lecz dość przyziemnej historii w indie klimacie.


Miasto pod kontrolą – czyli policyjna codzienność po godzinach
W The Precinct nie jesteś superbohaterem, tylko funkcjonariuszem, a to właśnie nadaje tej grze wyjątkowego uroku. Rozgrywka opiera się na systemie zmian patrolowych, podczas których patrolujesz ulice Averno City i wykonujesz różne interwencje, od wystawiania mandatów, przez sprawdzanie prędkości aż po pościgi, finalnie konfrontując się z przestępcami. Każda akcja zmienia poziom reputacji i przybliża Cię do kolejnych zasobów: pojazdów, uzbrojenia czy przesunięć w rangach.
System reagowania na przestępstwa działa według dość przejrzystej procedury: identyfikacja podejrzanego, sprawdzenie dokumentów, przeszukanie, alkomat (a jeśli sytuacja eskaluje), możesz dopisać oskarżenia dodatkowe. To nie jest oczywiście gra dokumentalna, ale w realistycznej otoczce przypominająca pracę mundurowego z lekkością i ironią retro. Reagowanie zgodnie z procedurami daje punkty doświadczenia, ale można też ryzykować z bonusami lub karami, na koniec zmiany wszystko zostaje podsumowane.
Sposób przeprowadzenia naszej zmiany robi różnice, czy to w radiowozie czy na piechotę drogami Averno City. Uliczki są tłem do dynamicznych pościgów albo po prostu formą zwiedzania. Fizyka pojazdów jest lekko elastyczna, samochody pływają, a czasem nie zachowują się przewidywalnie. Jednak w połączeniu z wyzwaniami wyścigów ulicznych i blokad, daje poczucie dynamiki i sprawia, że patrolowanie bywa niespodziewanie satysfakcjonujące.
Averno City nie jest ogromną mapą, ale wystarczająco zróżnicowaną. Są dzielnice biedy, centrum, industrialne krańce miasta, każda ma inny charakter i typ przestępczości. Choć po kilkunastu godzinach zaczyna się czuć powtarzalność, dynamiczny system zdarzeń i refleks w wyborze mikrozadań (jak szybka reakcja na gang, włamanie czy wybór drogi po mieście) trzymają tempo i eliminują nudę.


Światło syren i neonów – czyli jak brzmi i wygląda Averno City
Averno City to nie Los Santos, ale ma swój klimat i to całkiem udany. Styl graficzny celuje w retro estetykę z domieszką low-poly, co daje specyficzny efekt: miejscami minimalistycznie, ale wystarczająco klimatycznie, żeby wczuć się w miasto lat 80. Neonowe oświetlenie, zamglone alejki i szara poświata od starych latarni tworzą miejski pejzaż, który może nie powala technicznie, ale ma duszę.
Ciekawie wypadają animacje świateł i zmienne pory dnia, to dzięki nim miasto wydaje się żyć, zwłaszcza nocą, gdy refleksy radiowozu odbijają się od mokrego asfaltu. Samo Averno nie jest ogromne, ale wystarczająco różnorodne, by nie mieć wrażenia ciągłego jeżdżenia w kółko.
Udźwiękowienie to miks synthwave’u i ambientu, który dobrze współgra z tempem gry. Momentami muzyka potrafi zniknąć na dłużej, ustępując miejsca dźwiękom miasta: rozmowom przechodniów, radiu w samochodzie, odgłosom silników. Efekty dźwiękowe nie są przesadzone, ale spełniają swoją funkcję, szczególnie w pościgach i przy dynamicznych akcjach, gdzie syrena potrafi podbić adrenalinę.
Na plus zdecydowanie wypada polska wersja językowa. Gra oferuje pełne tłumaczenie interfejsu i dialogów tekstowych, dzięki czemu nawet mniej zaawansowani gracze nie pogubią się w poleceniach. Niestety natrafiłam czasem na nieprzetłumaczone dialogi. Poza tym tłumaczenie nie jest idealne, tu i ówdzie można natknąć się na drobne nieścisłości, ale generalnie trzyma poziom i pozwala skupić się na grze, nie na słowniku.


Ucieczki, które nie uciekają – o poziomie trudności i sztucznej inteligencji
The Precinct to gra raczej z tych lżejszych, jeśli szukasz policyjnego relaksu, a nie symulatora zbrodni, to trafiłeś dobrze. Główna linia fabularna nie zajmuje wiele czasu, co czyni ten tytuł idealnym przerywnikiem między bardziej angażującymi grami. Zadania poboczne nie są skomplikowane, a struktura misji szybko staje się znajoma.
Wyjątkiem są wyścigi potrzebne do zdobycia pełnego ukończenia gry, choć mechanicznie proste, potrafią być zaskakująco wymagające. I niestety, to właśnie tu The Precinct zaczyna się potykać. Sztuczna inteligencja przeciwników działa bardzo nierówno, wystarczy lekkie potrącenie innego pojazdu, by sztucznie napędzani rywale stracili orientację i zaczęli jechać w złym kierunku albo utknęli na dobre. Trudno nie poczuć, że to momenty, które bardziej frustrują niż satysfakcjonują, zwłaszcza gdy próbowałam zrobić perfekcyjny przejazd.
Choć The Precinct daje sporo frajdy w patrolowaniu ulic i ściganiu przestępców, nie wszystko działa tak sprawnie, jakby się chciało. Partner z którym przemierzamy miasto, potrafi czasem kompletnie zgubić trop – dosłownie. Zdarzało się, że ścigając jednego bandytę, nagle nasz partner zawracał i biegł w zupełnie innym kierunku… tylko po to, by po chwili stanąć i zamilknąć na środku chodnika. Podobnie potrafiła zachowywać się policja czy przeciwnicy, gdy samochód się przewrócił, AI potrafiło albo go zostawić, albo kierować pojazdem w przeciwną stronę, kompletnie ignorując cel misji. Nie psuje to całej zabawy, ale bywało frustrujące, szczególnie gdy w grę wchodził czas lub zdobycie konkretnego osiągnięcia.


Steam Deck pod lupą – policyjna robota w wersji mobilnej
The Precinct działa zaskakująco dobrze na Steam Decku – gra startuje bez większych problemów, a sterowanie pojazdami i postacią jest płynne. Przez większą część rozgrywki nie miałam zastrzeżeń do wydajności, chociaż miejscami dało się zauważyć delikatne spadki płynności podczas intensywniejszych akcji na ekranie.
Największą różnicę odczułam jednak w oprawie wizualnej. Tekstury i modele na Steam Decku wypadają trochę słabiej niż na PC, detale otoczenia bywają mniej wyraźne, a miasto traci nieco ze swojego „pikselo-retro” uroku. Nie przeszkadza to w grze, ale widać, że sprzęt musiał pójść na kilka kompromisów.
Mimo wszystko, to bardzo dobra opcja do policyjnych patroli w wersji mobilnej – szczególnie jeśli nie zależy nam na najwyższej rozdzielczości, a chcemy po prostu wciągnąć się w klimat i wykonać kilka zadań między jednym a drugim przystankiem. Muszę przyznać, że to na Steam Decku ostatecznie zdobyłam wszystkie osiągnięcia na steamie. I było to wyjątkowo przyjemne łapanie przestępców na świeżym powietrzu.

Na służbie, ale bez stresu – policyjna przygoda na luzie
The Precinct to gra, która nie próbuje być rewolucyjna, ale oferuje coś, czego czasem brakuje w bardziej rozbudowanych tytułach, czyli prostą, przystępną rozrywkę z otwartym światem. Ściganie przestępców, krótkie misje fabularne i jazda radiowozem po stylizowanym na lata 80. mieście dają satysfakcję, nawet jeśli z czasem czuć pewną powtarzalność.
To idealna propozycja na reset między większymi produkcjami. Gra nie wymaga skupienia przez kilkanaście godzin z rzędu, można ją włączyć na chwilę, zrobić kilka zadań i bez żalu odłożyć. Po 15 godzinach miałam wszystkie osiągnięcia i poczucie dobrze spędzonego czasu, choć nie zabrakło momentów, w których niedociągnięcia sztucznej inteligencji czy drobne bugi przypominały, że to nie jest produkcja z najwyższej półki.
Mimo to, jako tytuł budżetowy, The Precinct trzyma fason. A jeśli dodamy do tego nostalgiczną atmosferę, płynne działanie na Steam Decku (z drobnymi kompromisami graficznymi), pełną polską wersję językową i lekki klimat retro-GTA, to wychodzi z tego coś całkiem przyjemnego. Nie dla każdego, ale zdecydowanie dla tych, którzy mają ochotę zostać stróżem prawa – na własnych zasadach.

Zakup własny. Łączny czas rozgrywki: 16,4h
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazEntuzjastka Japonii, z którą związana jest zarówno zawodowo i hobbystycznie. W wolnych chwilach rozkręca własny stream, broniąc komputera przed swoją kotką. Pasjonatka języków obcych. Gdy nie siedzi przy komputerze układa zestawy lego albo podróżuje.
Obserwuj TikTok
#ThePrecinct #RetroKlimat #GryPolicyjne #RecenzjaGry #GTAStyle #OpenWorldGames #Gaming2025 #PCGaming #SteamDeck #GryPC #IndieGames #PixelVibes #RetroGaming #GamingCommunity #Gracze #WymienGry #GranieToPasja #GamerLife