Recenzja Hell is Us: gra bez mapy, ale pełna historii zapisanych w ruinach (PC)
9 września 2025
Czy gra bez mapy, quest loga i milionów znaczników może być naprawdę wciągająca?
Hell is Us udowadnia, że tak – choć nie każdemu wystarczy cierpliwości, by dać się jej porwać. Od pierwszych minut jasne staje się, że to nie jest typowy action-adventure. Tu nikt nie prowadzi cię za rękę, nie wyznacza ścieżek ani nie podsuwa wskazówek. Masz tylko własną intuicję i świat, który sam decyduje, co ci pokaże. To właśnie eksploracja i sposób opowiadania historii są fundamentem tego doświadczenia – i to one sprawiają, że gra wyróżnia się na tle innych premier tego roku.


Historie zapisane w ruinach
Akcja Hell is Us toczy się w fikcyjnym kraju rozdartego wojną domową. Już samo to tło sprawia, że świat jest ciężki i pełen niepokoju, ale twórcy dokładają do tego jeszcze jeden element: tajemnicze stworzenia, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak przybysze z innego wymiaru, ale szybko okazuje się, że pełnią raczej rolę metafory. To nie potwory są największym piekłem w tej grze, tylko ludzie i wojna, którą sami sobie zgotowali.
To, co robi największe wrażenie, to sposób, w jaki gra opowiada historię. Zamiast długich cut-scenek i dialogów mamy environment storytelling – narrację poprzez otoczenie. Zniszczone domy, porzucone rzeczy, fragmenty rozmów i obrazy, które same wystarczą, żeby poczuć grozę sytuacji. Mała dziewczynka skulona na strychu, masowy grób, żołnierz narzekający, że to on musiał wykonać egzekucję – takich scen nie da się zapomnieć.


Ważną częścią klimatu są też NPC, nie są jedynie statystami, lecz mają własne historie, prośby i emocje. Czasem trzeba się zastanowić, o co tak naprawdę proszą, a innym razem jest to jasne od razu. Dzięki temu każde spotkanie potrafiło być inne, a dobrze zagrany dubbing dodawał im wiarygodności.
Fabuła rozwija się powoli, przez słuchanie rozmów, czytanie notatek, obserwowanie otoczenia. Nie wszystko podane jest na tacy, trzeba samemu sklejać fragmenty układanki. Sama wojna i jej skutki są miejscami naprawdę przerażające, przez co gra ma ciężką atmosferę, ale nie jest to tani melodramat. Hell is Us nie gra na najprostszych emocjonalnych nutach, raczej pozwala graczowi poczuć ciężar sytuacji i samemu ocenić jej wymowę.


Świat, który nie potrzebuje mapy
Hell is Us od początku jasno pokazuje, że nie zamierza prowadzić gracza za rękę. Brak mapy, quest loga czy zaznaczonych punktów sprawia, że eksploracja jest w pełni intuicyjna. Kierunek wyznaczają dźwięki, fragmenty rozmów i elementy otoczenia – to one podpowiadają, gdzie warto zajrzeć i co zrobić dalej. Takie podejście wymaga cierpliwości, ale nagradza poczuciem autentycznego odkrywania.
Świat gry zbudowany jest z otwartych sekcji, między którymi przemieszczamy się specjalnym pojazdem. Każda lokacja kryje własne historie, sekrety i zagadki, a ich rozwiązywanie daje dużą satysfakcję. To nie są łamigłówki z podpowiedziami – tutaj trzeba czytać notatki, analizować symbole, czasem nawet dosłownie łączyć informacje w jeden kod czy szukać ukrytych wskazówek w najmniej oczywistych miejscach.


Najbardziej przypomina to mieszankę survival horroru z metroidvanią: znajdowanie kluczy, otwieranie przejść, powracanie do wcześniej odwiedzonych lokacji z nową wiedzą lub przedmiotem. Zagadki bywają przewrotne, czasem frustrujące, ale mają charakter i konsekwentny styl. Dzięki temu gracz czuje, że rozgryzł je samodzielnie, bez sztucznego prowadzenia.
Mnie osobiście eksploracja i zagadki ogromnie się podobały – fantastycznie budowały historię i sprawiały, że miałam poczucie uczestniczenia w czymś większym. Jedne były proste, inne wymagały sporo kombinowania, a czasem nawet znajomości postaci historycznych z dość głębokiej fabuły, co traktuję jako dodatkowy plus. Bardzo lubiłam też momenty, kiedy trzeba było wracać do poprzednich lokacji – klucz znaleziony w jednym miejscu pasował do skrzynki w zupełnie innej części mapy. To sprawiało, że świat wydawał się spójny i logiczny, a odkrywanie kolejnych powiązań dawało masę satysfakcji.


Starcia bez emocji
Jeśli eksploracja i zagadki są najmocniejszą stroną Hell is Us, to walka niestety wypada najsłabiej. Na pierwszy rzut oka system wygląda znajomo – mamy uniki, parowania, lekkie i ciężkie ataki, a także mechanikę staminy powiązaną z paskiem zdrowia. Twórcy dorzucili też ciekawy pomysł: agresywne atakowanie pozwala odzyskiwać punkty życia, co przypomina trochę rozwiązania z Bloodborne. Do tego broń rozwija się w miarę używania – im częściej nią walczymy, tym staje się silniejsza. Na papierze brzmi to naprawdę dobrze.
Problem pojawia się w starciu z przeciwnikami. W całej grze jest ich zaledwie kilka rodzajów i wszyscy wyglądają do siebie bardzo podobnie. Nie mają zróżnicowanych ruchów ani unikalnych zachowań, przez co po kilku godzinach każdy pojedynek zaczyna wyglądać tak samo. Nawet bossowie nie robią większego wrażenia – to raczej powiększone wersje zwykłych mobów niż prawdziwe, zapadające w pamięć starcia.


Z mojej perspektywy walka szybko zaczęła męczyć – trudność polegała głównie na tym, że gra dorzucała większą liczbę przeciwników, a nie na ich sprytnym zachowaniu czy wymagających mechanikach. Co ciekawe, Hell is Us nie oferuje poziomów trudności, ale i tak nie jest grą wymagającą. Parowanie jest opcjonalne, można polegać na rollowaniu i konsekwentnym unikaniu ciosów.
Do dyspozycji mamy kilka rodzajów broni, które ulepszają się poprzez używanie, a także glify – specjalne umiejętności działające trochę jak magia, tylko z czasem odnowienia. W walce „pomaga” nam również dron: praktyczne narzędzie, któremu można przypisać do czterech poleceń. Potrafi np. ogłuszyć przeciwnika albo na chwilę odciągnąć jednego z nich, dając nam czas na skupienie się na innym. To ciekawe urozmaicenie, ale nie na tyle, by uratować monotonną strukturę starć.
W efekcie walka, która mogła być mocnym filarem gry, okazuje się jej najsłabszym elementem. Zamiast ekscytacji przynosi rutynę i to w grze, która w każdym innym aspekcie zachęca do cierpliwego odkrywania i skupienia.


Muzyka, głosy i świat zbudowany dźwiękiem
Pod względem artystycznym Hell is Us stawia na atmosferę i symbolikę, a nie fotorealizm. Styl wizualny bywa określany jako lekko surrealny – momentami przypomina „Arrival”, innym razem „Control”. Charakterystyczne krajobrazy, monumentalne budowle i dziwne struktury w przestrzeni budują wrażenie obcowania ze światem, który nie do końca rządzi się ludzką logiką. To nie jest gra, która zachwyca detalem technicznym, ale jej spójna estetyka sprawia, że wiele kadrów można by zatrzymać jak obraz.
Ważną rolę odgrywa też dźwięk. Ambientowa ścieżka dźwiękowa, kojarząca się z „Returnal”, buduje poczucie niepokoju i zagubienia. Do tego świetnie zrealizowane udźwiękowienie otoczenia – od kroków na gruzie po dalekie odgłosy walk i płacz dzieci – sprawia, że świat jest bardziej namacalny. Wrażenie potęguje również dubbing: aktorzy brzmią autentycznie, w głosach NPC słychać emocje, co dodaje wiarygodności opowiadanym historiom.
Z mojej perspektywy gra nie była może „piękna” w sensie technicznym, ale bardzo ładna i spójna. Pojedyncze cut-scenki wyglądały świetnie i dobrze dopowiadały historię. Dużym plusem był też polski zestaw napisów, dzięki czemu łatwo było śledzić fabułę. Grałam na PC z kontrolerem i ogólnie tytuł działał dobrze – zdarzały się sporadyczne spadki klatek, raz trafił mi się crash do pulpitu, ale poza tym rozgrywka była stabilna.


Gryzące szczegóły
Choć Hell is Us ma momenty naprawdę epickie, nie brakuje elementów, które potrafią irytować. Zamykanie pętli czasowych to świetny pomysł – wydarzenia, które się z nimi wiążą, były na tyle trafnie dobrane, że chciało się je odkrywać. Problem w tym, że sam proces bywał męczący. Przeciwnicy odradzali się po wyjściu z obszaru, a do zamknięcia tych pętli czasowych potrzebny był konkretny surowiec – i to nie „jakikolwiek”, tylko ten jeden właściwy. Dopiero podchodząc do pętli można było się dowiedzieć, że akurat go brakuje, co skutkowało powtarzalnym backtrackingiem.
Nie mogę też nie wspomnieć o animacjach. Chodzenie i bieganie głównego bohatera wygląda tak, jakby postać ważyła góra dwadzieścia kilo – kompletnie brak w tym ciężaru i realizmu. Na szczęście animacje ataków prezentują się dużo lepiej i mają dobrze dopasowane efekty dźwiękowe, które nadają im dynamiki.
Rozczarowuje również brak interaktywności z otoczeniem. Niezależnie od tego, czy to były meble w domach, czy przeszkody na drodze – wszystko sprawiało wrażenie zrobionego ze stali. Świat wygląda ciekawie, ale często miałam poczucie, że jest jedynie dekoracją, a nie przestrzenią, z którą mogę wchodzić w interakcję.


Czy warto zagrać?
Hell is Us to gra pełna kontrastów. Z jednej strony dostajemy eksplorację i zagadki, które wciągają jak rzadko – świat nie prowadzi za rękę, a każda odkryta wskazówka daje ogrom satysfakcji. Do tego dochodzi klimat ciężkiej wojny domowej i historie zapisane w otoczeniu, które potrafią poruszyć bardziej niż niejedna cut-scenka. Całość dopełnia świetna oprawa dźwiękowa i dobrze zagrani NPC, którzy nadają wydarzeniom wiarygodności.
Z drugiej strony walka okazuje się monotonna, przeciwnicy zbyt podobni, a kilka rozwiązań – jak zamykanie pętli czy brak interakcji ze światem – potrafi skutecznie zirytować. To nie jest gra dla każdego. Jeśli ktoś szuka szybkiej akcji albo relaksu na pół godzinki, raczej się odbije.
Ale jeśli cenisz gry, które wymagają cierpliwości, skupienia i samodzielnego odkrywania – Hell is Us potrafi wynagrodzić wysiłek. To nie jest perfekcyjna produkcja, ale zdecydowanie jedna z tych, które zostają w pamięci dzięki atmosferze i unikalnemu podejściu do eksploracji.


Kod otrzymany od Retall. Tekst został w 100% oparty o moje własne doświadczenia z ww. tytułem (27h).
Zyskaj dostęp do tysięcy gier na konsole
Wymieniaj, kupuj oraz sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!
Dołącz już terazEntuzjastka Japonii, z którą związana jest zarówno zawodowo i hobbystycznie. W wolnych chwilach rozkręca własny stream, broniąc komputera przed swoją kotką. Pasjonatka języków obcych. Gdy nie siedzi przy komputerze układa zestawy lego albo podróżuje.
Obserwuj TikTok
#HellIsUs #RecenzjaGry #ExplorationGame #IndieGames #RogueFactor #PCGaming #Steam #NoweGry #Gry2025 #GamingCommunity #BezMapy #NarracyjneGry #Gracze #GamerLife #WymienGry #OdkrywajSam #OpenWorld #GamingReview