Otrzymanie kopii recenzenckiej od firmy Better Gaming Agency nie miało wpływu na odbiór gry a tym bardziej na ocenę tego tytułu. Łączny czas gry: 13h.
Dobrych, polskich gier na naszym rynku jest coraz więcej, a bieżący rok pokazał, że ciężko się nudzić i myślę, że warto zerknąć również na tytuły, które powstają w naszym kraju. Dzisiaj przyjrzymy się najnowszemu dziełu One More Level, więc zapraszam na recenzję Ghostrunner 2.
Powrót do cyberpunkowej wieży
Jak w tytule, mamy tutaj do czynienia z drugą częścią, co uważam, że warto podkreślić. Pierwsza mnie ominęła, ale wraz z premierą najnowszej produkcji, postanowiłam w tym roku nadrobić zaległości i zagłębić się w cyberpunkową opowieść. W jedynce, wcieliliśmy się w ostatniego Ghostrunnera o numerze 99 i naszym zadaniem było dotarcie na szczyt Dharma Tower. Musieliśmy pokonywać różne przeszkody, mierzyć się z przeróżnymi wrogami, ale wolno nam było popełnić tylko jeden błąd. Gra więc nie zezwala na najmniejsze potknięcie, a zadaniem gracza jest dążenie do perfekcji. Z jednej strony frustracja w tej produkcji rośnie do tego stopnia, że ma się ochotę rzucić padem/myszką/krzesłem, cokolwiek się ma pod ręką, a z drugiej strony czuć niewyobrażalną satysfakcję z przejścia poziomu. Miałam podobne uczucie w grach typu soulslike, gdy udało się pokonać bossa męczonego od 2h, jednak nie będę porównywać tych dwóch zupełnie odmiennych gatunków. Tu mamy bardziej do czynienia z dość trudną platformówką, ale czy dwójka była tak samo trudna? Niedługo odpowiem na te pytanie.
Część druga fabularnie kontynuuje historię zapoczątkowaną w jedynce, przy czym kładzie większy nacisk na opowieść. W pierwszej części nie zawsze miałam czas lub możliwość słuchania rozmawiających bohaterów i śledzenia fabuły, gdy obok ucha leciały pociski. Wtedy błagałam żeby Jack (imię głównego bohatera Ghostrunnera) przykleił się tym razem do ściany i pobiegł w wyznaczonym kierunku. W dwójce zostało to poprawione, a ja miałam możliwość porozmawiania bezpośrednio z innymi postaciami i przez chwilę mogłam odetchnąć. Niektórzy uznają to za zaletę, inni niestety za wadę. Obiektywnie, gra traci na mobilności i ciągłej akcji, ale subiektywnie można dostrzec tutaj wręcz narracyjny postęp i ja doceniłam możliwość spokojniejszego poznania świata, który naprawdę mnie zaciekawił. Nieraz powtarzam, że uwielbiam klimaty postapokaliptyczne.
Wracając do fabuły drugiej części, nasz protagonista, po wydarzeniach z pierwszej produkcji, stał się samodzielną, myślącą jednostką, okazując bunt wobec swojego twórcy – Architekta. Jack więc przyłącza się do Wspinaczy, gdzie w ich kryjówce, możemy swobodnie eksplorować i rozmawiać z bohaterami, którzy stopniowo dołączają do naszej małej ekipy. W tle okazuje się, że w Dharma City zaczęły panować rządy Kościoła, w którym powstał kult chcący kontrolować świat. Dowiadujemy się również, że istnieją Asurowie, którzy podobnie jak główny bohater, należą do Ghostrunnerów. Muszę przyznać, że fabularnie dzieje się, chociaż czy to jest najważniejszy aspekt produkcji? Osobiście doceniam to, ponieważ pozwoliło mi się bardziej wczuć w otaczającą rzeczywistość i zastanowić, dlaczego mam tak właściwie biec dalej, no czasem jechać, ale o tym za chwilę. Dialogi między bohaterami są zdecydowanie dużo ciekawsze i oczywiście największy plus za Kevina, obecność jakichkolwiek robotów warto doceniać ;).
Biegnij, skacz i… odbijaj?
Przejdźmy do najważniejszego aspektu gry. Choć fabuła może być ciekawa, a dialogi lepsze, to jednak ta produkcja bazuje na czymś zupełnie innym. Jeśli mało was interesuje aspekt „pogadankowy” i wolicie więcej akcji, to ta produkcja może być idealnym wyborem. Ghostrunner to typowy pierwszoosobowy slasher z elementami platformowymi. Do tego mamy system, w którym po otrzymaniu obrażeń zaczynamy dany segment czy planszę od nowa. Tyczy się to również upadku z wysokości, co zdarza się równie często. Poza kataną mamy do dyspozycji szereg umiejętności, które zdobywamy w trakcie rozgrywki. Z nowości, które pojawiły się w tej części to możliwość postawienia swojego klona, dzięki któremu stajemy się niewidzialni bądź umiejętność przepchnięcia falą uderzeniową przedmiotu, byśmy mogli przejść do kolejnego pomieszczenia. Mamy dużo zagadek środowiskowych, które nie są trudne, chociaż czasem się komplikują jeśli chcemy dotrzeć do znajdźki i zdobyć nowy skin katany, przedmiot z wyjaśnieniem fabularnym świata, albo ważną rozmowę głosową.
Jeśli przed nami będzie za mało wyzwań, to na niektórych poziomach, są specjalne dźwignie które uruchamiają dla nas specjalny tryb. Możemy w nim poddać się „testom” i w wyznaczonym czasie spróbować jak najszybciej dobiec do wyznaczonych miejsc, czy pokonać przeciwników. Podobna „mini-gra” będzie na nas czekać potem w bazie. Nagrodami jednak będą jedynie kosmetyczne rzeczy.
Do pokonywania kolejnych wrogów dostajemy bardzo silne umiejętności, które potrafią wyczyścić planszę w kilka sekund. Ładują się dość długo, ale w porównaniu do pierwszej części, jest to ogromne ułatwienie. Masz dość danej planszy? Cyk laser i po wrogach… Pomimo tego usprawnienia warto pamiętać, że będziemy ginąć bardzo często i co chwila. Wszystko zależy od naszego skilla i refleksu, ale warto mieć to z tylu głowy. Na koniec danego poziomu i tak pojawia się podsumowanie, a w nim ile rzeczy zdobyliśmy oraz licznik śmierci.
Pomimo wszechobecnych znajdziek, które można pominąć, jeśli nie interesuje was zbieractwo, polecam przyjrzeć się kartom pamięci. Dzięki nim odblokowujecie rozwój bohatera, a tym samym wzmocnienie naszych zdolności. System rozwoju został przebudowany, już nie mamy tetrisa a płytę główną, w której dzięki odłamkom pamięci, możemy usprawnić naszego bohatera. Kluczowe więc okazuje się rozbudowa pamięci, bo bez niej nie będziemy mogli nic rozwinąć w drzewku umiejętności. Pomimo tego, że wraz z pokonywaniem wrogów, zdobywamy punkty na wykupienie atutów. Usprawnień jest bardzo dużo, ale miejsca niestety jest mało, więc musimy dobrze rozplanować naszą postać i zdecydować, w jaki sposób będzie nam się walczyć najprzyjemniej. Gałęzi dostajemy jedynie pięć, a do tego w każdym z rozgałęzień mogą znaleźć się różne cechy specjalne, ale tylko z jednej kategorii. Brzmi skomplikowanie? Nie jest takie, ale czuć niestety ograniczony wybór.
Przechodząc jeszcze do nowości, które spotkamy w tej części, nie sposób nie wspomnieć o motocyklu. Dość szybko wyruszamy na rozległy teren, który oczywiście jest ograniczony, ale przed nami rozpościera się ogromny, zniszczony świat. Przyznaję, że zrobiło to na mnie wrażenie. Przemierzamy kolejne trasy, sterowanie jest całkiem przyjemne i nie sprawiło mi większych problemów. Przyspieszamy momentalnie, na naszej drodze znajduje się sporo elementów platformowych, na przykład nagle trzeba wjechać na boczną ścianę. Pojazd również został wyposażony w działka, oraz sami mamy możliwość ataku kataną. I cała ta dynamika jazdy, przemierzanie kolejnych terenów, zanikało niestety w momencie gdy gra zmuszała nas do zejścia z pojazdu. Nie przejedziemy przez most, bo najpierw musimy usunąć blokady i pokonać kilku wrogów, którzy… po co tam właściwie są? Trochę powalczymy, przestawimy co trzeba i jedziemy dalej. Gdzieniegdzie znajdują się również znajdźki, które odnajdziemy w trakcie poruszania się motocyklem, chociaż najczęściej będzie trzeba z niego zejść niestety.
Z oceną tego fragmentu mam problem. Z jednej strony gra wprowadziła coś nowego, jazda jednośladem bawiła i można było poznać trochę świata poza samą wieżą. Z racji, że uwielbiam takie dystopijne klimaty, patrzyłam z zachwytem na otaczający świat, ale… czuć było niestety spadek ciągłej akcji i uczucie, że przecież zaraz możemy zginąć. Gra świadomie, bądź nie, stała się łatwiejsza. Tutaj na pewno zasługuje na plus starcie z jednym bossem – Naga, ale ja po prostu lubię „walki” z przerośniętymi wrogami, którzy robią wrażenie samą wielkością i możliwościami niszczenia terenu.
Ostatnią nowością, w sumie najważniejszą, ale chciałam, żeby posłużyła mi jako argument ułatwienia grywalności w powyższym tytule, jest kontra. Od teraz, w zależności ile mamy wytrzymałości i jak potrafimy unikać oponentów, możemy większość ataków po prostu zablokować. W tym nie tylko uderzenia kataną przez innych przeciwników, ale również pociski. Ghostrunner 2, dzięki temu ułatwieniu, zajął mi dużo mniej czasu niż jak grałam w poprzednią część. Oczywiście zastanawiam się, czy po prostu nie gram lepiej, bo niedawno przeszłam poprzednią odsłonę, ale myślę, że powyższe ułatwienia na pewno dołożyły swoją cegiełkę do ogólnego wrażenia. Gra jest po prostu łatwiejsza, chociaż poziom znacznie podnosi się przy ostatnich levelach oraz podczas walki z ostatnimi bossami.
Błędów w mechanice naszej postaci nie zauważyłam, oprócz częstego nie łapania się ściany pomimo, że na nią wskoczyłam, albo nagle bohater odklejał się od niej. Może drobiazg, ale w tej grze wielokrotnie musiałam wtedy bieg zacząć od początku. No i często odległości okazywały się delikatnie za duże, a kilka razy musiałam idealnie wycelować, żeby móc kontynuować podróż. Inne nowości przemilczę, bo były jedynie dodatkiem żeby urozmaicić rozgrywkę i jeśli ktoś po tym wpisie zechce sprawdzić produkcję, to myślę, że odkrywanie tego samemu, jest całkiem przyjemnym i zaskakującym doświadczeniem.
Postapokaliptyczne piękno
Graficznie gra nie odbiega od pierwszej części, a wręcz robi to nawet lepiej. Świat stał się dużo bardziej rozległy, głębszy i po prostu ładniejszy. Z jednej strony mamy metalowe, cyberpunkowe, świecące neonami dzielnice, a z drugiej strony piaskowe pustkowia, z budynkami w ruinie. Spadków fpsów w mieście nie zauważyłam, gra działała płynnie, niestety na otwartej przestrzeni bywało z tym różnie. Szczególnie podczas wspinaczek po wieżach, były wyraźne spadki klatek. Modele bohaterów są ok, chociaż zdecydowanie można by popracować nad mimiką postaci. Chociaż nie słucham muzyki elektronicznej, to tutaj pasowała idealnie i była wręcz fenomenalna. Ten aspekt został utrzymany na tym samym poziomie, przyjemnie skakało się w rytm tych utworów.
Pomimo wszechobecnego piękna, gra jest pusta, a w pierwszej części mi to nie przeszkadzało, bo rozgrywka była skupiona na akcji. Jednak w momencie wprowadzenia bliżej fabuły, interakcji z bohaterami (z którymi i tak za mało spędzamy czasu, żeby w jakiś sposób się do nich bardziej przywiązać), niestety zabrakło jakichkolwiek postronnych osób. W mieście nie ma nikogo, jedynie przeciwnicy. Wszystko i wszędzie wydaje się całkowicie martwe.
To co, chwytasz za katanę?
Jeśli zastanawiasz się nad sięgnięciem po Ghostrunner 2, to zaryzykowałabym stwierdzenie, że warto zacząć od drugiej części. Fabularnie wszystko jest wyjaśnione, a w menu głównym znajduje się podsumowanie pierwszej gry. Warto jednak zaufać mojej opinii, że jedynka skupia się głównie na akcji, walce i jeszcze raz akcji. A i na elementach platformowych. Recenzowana produkcja jest po prostu łatwiejsza, chociaż warto być przygotowanym na częste umieranie i szlifowanie umiejętności. Natomiast te ostatnie możecie dostosować według waszych potrzeb. Dodatkowo, świat jest ciekawie zrobiony i rozbudowany w klimatach cyberpunkowego postapo, z doskonałym muzycznym tłem. Pomimo wypisanych wad w kilku miejscach, to jest naprawdę interesująca gra w swojej kategorii.
Entuzjastka Japonii, z którą związana jest zarówno zawodowo i hobbystycznie. W wolnych chwilach rozkręca własny stream, broniąc komputera przed swoją kotką. Pasjonatka języków obcych. Gdy nie siedzi przy komputerze układa zestawy lego albo podróżuje.
Obserwuj TikTok
WymieńGry.pl to społeczność graczy, którzy wymieniają się grami między sobą.
Dołącz do nas i wymieniaj się lub kupuj / sprzedawaj gry na PS5, PS4, Xbox Series X, Xbox One i wiele innych platform!